Przyznaję się szczerze i bez bicia, że uwielbiam życiowych outsiderów, którzy nagle (i do końca nieświadomie) trafiają w samo ognisko mainstreamu popkultury spod znaku MTV i RMFu. Może to dlatego, że zawsze mnie zastanawia, jak sobie z tym poradzą, co zrobią i jak ich to zmieni. Jake’a Bugga wcale nie zmieni. No, może co najwyżej się jeszcze bardziej nadąsa i będzie jeszcze mniej otwierał usta, kiedy śpiewa. To chyba dlatego, że ma takie krzywe zęby.

Ktoś kiedyś napisał, że Bugg podczas każdego wywiadu wygląda tak, jakby zaraz miał zasnąć, a ja obleciałam kilka jego rozmów na youtubie i wiecie co? On nie wygląda jakby miał zasnąć – on wygląda, jakby miał umrzeć na Tyfus. Mimo, że generalnie takich ludzi nie lubię –  jakoś to pasuje do jego buldogowego wyrazu twarzy i fryzury piątego członka The Beatles. Odrzuca wszystkie propozycje umieszczenia jego piosenek w reklamach, w jednym wywiadzie stwierdził, że „don’t care” czy ktoś lubi jego album czy nie, a kilka minut potem, podczas tej samej rozmowy, zapytany o najgorszą część robienia kariery wskazał palcem wprost na kamerę. Bugg mówi, że nienawidzi dzisiejszej muzyki, w piątkowe wieczory słucha Marvina i pije piwo w swoim pokoju, a ostatnią piosenkę na swoją debiutancką płytę nagrał na iPhonie i zabronił jej komukolwiek obrabiać. On w ogóle nie jest zbyt szczęśliwy z faktu, że musi z kimkolwiek współpracować. On w ogóle nie jest najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. To chyba też przez te zęby.

Debiutancki album, czyli po prostu Jake Bugg, wyprzedał się w zawrotnym tempie. Pierwszy singiel promujący - Two Fingers – królował na każdej stacji radiowej, a teledysk do I Seen It All też często spotykałam na MTV 2, MTV Live czy Rebel TV. Jake był z Sandrą Bullock w BBC i to chyba jedyny wywiad, na którym rzeczywiście się śmieje. Najwyżej „obłapkowany” komentarz na youtubie pod tym show to „control your enthusiasm, Jake”. Jeżeli chodzi o mnie – kompozycyjnie płyty nie uwielbiam. Tekstowo, melodyjnie i przede wszystkim wokalnie – jest jedną z moich ulubionych od młodych artystów. W 2012 na stadiony i festiwale wkroczyła cała rzesza młodych-nieznanych, ale chyba za szeroko się uśmiechali żeby zostać okrzykniętymi nowymi Bobami Dylanami. Bugg się nie uśmiechał. Nie ma co się dziwić, jak się ma takie zęby.

Ja uwielbiam tą płytę za szczerość. Wręcz dobitną. Szczerość jak w największym hicie płyty i zarazem tą w piosenkach prawie akustycznych, z końcówki krążka – Someone Told Me, Someplace, Note To Self. Mają piękny tekst. Bo chociaż Bugg nie wygląda, jakby mu można było złamać serce (jak już się je znajdzie pod warstwą kurzu i stertą pękniętych strun) – jakaś Emma Watson z jego dzielnicy musiała. Takich piosenek nie pisze się w końcu „na czuja”. Mimo starego wydźwięku i stylu trafiają do młodego pokolenia naszych czasów i, jak widać po ilości sprzedanych kopii, nie tylko do tego trzymającego się z boku. Jake Bugg odniósł sukces – to nie lada wyczyn, kiedy się ma takie zęby.


Nie masz konta? Zarejestruj się

Zaloguj się na swoje konto