Article Index

Projekt wózek - o niepełnosprawnych na Uniwersytecie Gdańskim

Czy zastanawialiście się kiedyś, gdzie są niepełnosprawni studenci po zakończeniu zajęć? Dlaczego tak rzadko się uśmiechają, gdzie są, kiedy Ty bawisz się  w najlepsze? Pewnego dnia byłem w toalecie dla niepełnosprawnych, spojrzałem na uchwyty, które mają ułatwić, umożliwić takim ludziom funkcjonowanie i pomyślałem, że tak się nie da. Nie jest możliwe za pomocą samych tylko rąk poruszanie się po wszystkich miejscach na uniwersytecie, w mieście czy choćby w tej pięknie przystosowanej toalecie. I tak oto powstał projekt wózek. Postanowiłem sprawdzić, czy da się zupełnie normalnie funkcjonować, bawić się, uczyć i w tym wszystkim nie odstawać od innych rówieśników. Skoro niepełnosprawni mogą studiować, to dlaczego nie mogą iść na piwo, do sklepu, kościoła czy teatru? Mogą -  i to właśnie starałem się udowodnić.



Końcówka tunelu jest lekko pod górkę, ale tym razem dałem radę siłą własnych rąk wspiąć się na tę śmieszną dla Krzyśka górkę.



Dwiema rękami wciągam się do góry na poręczach, a Krzysiek trzyma wózek, kiedy poprawiam ręce. Ciężko, ale sprawnie i samodzielnie. Do Ygreka tak zjechać się nie da. Kolejna bariera, której przejść samemu, nawet we dwóch, się po prostu nie da. Czekamy na kogoś, kto nam pomoże. To prawda, że ludzie w ogóle nie wiedzą, jak się w stosunku do mnie zachować. Czy okazać mi współczucie, czy nie poczuję się tym współczuciem urażony, może mają udawać, że wszystko jest okej, ale z drugiej strony będzie to tak sztuczne, że na pewno to zauważę. Nikt ich nigdy tego nie nauczył. Niepełnosprawnych się nie zauważa, nie żyje się z nimi i nie spędza czasu, jeśli nie są twoją najbliższą rodziną albo przyjaciółmi. Skąd więc ci ludzie mają wiedzieć, jak się zachować? Myślę, że strach przed tą niewiedzą powoduje ignorancję. Nie chcą się ośmieszyć, nie chcą nikogo obrazić, więc profilaktycznie unikają kontaktu. Pocieszające jednak jest to, że kiedy ktoś widzi, że sobie nie radzę, w tym właśnie momencie wie, jak ma się zachować, nie czeka, tylko pomaga. Rzuca wszystko i pomaga, bo wie, że ja sobie bez niego nie poradzę. Potem oczywiście jak ci spotkani rano studenci uciekną, ale w momencie kiedy widzą problem, wtedy wiedzą, jak się zachować i nie odmawiają. A ja jestem ciężki, razem z wózkiem możemy ważyć około 90kg. Przez cały czas, kiedy jeździłem na wózku, ani razu nie spotkałem się z odmową pomocy. Każdy poproszony człowiek pomagał. Może miałem szczęście, wolę jednak myśleć, że ludzie są po prostu dobrzy.

W Ygreku na sali "I" mogłem funkcjonować normalnie. Jednak kiedy chciałem iść do drugiej sali na karaoke okazało się, że zwykła pufa, puchowe krzesło jest przeszkodą nie do pokonania. Przejścia zastawione, ale przecież nie każdy musi śpiewać na karaoke. W pierwszej sali nie miałem żadnych problemów, tak samo było z dostępem do baru. Piwo jednak jest bardzo moczopędne. Droga do toalety w klubie była chyba najbardziej upokarzającą rzeczą, jaka mnie przez ten czas spotkała. Kilku pijanych już facetów wniosło mnie po wąskich schodach do męskiej toalety, ale niestety przejście między zasikanym pisuarem a ścianą było za wąskie. Pisuar na wysokości twarzy, blokujący drogę do toalety to bardzo nieprzyjemny widok. Pojechałem do damskiej. Tam nad sedesem była półka, o którą mogłem się podeprzeć rękami. Usiadłem na oparciu wózka, potem na sedesie, Krzysiek wyjechał wózkiem z toalety i czekał pod drzwiami. Było ciężko, brudno, mokro i w tym wszystkim bardzo nieprzyjemnie. Ale zawsze gdzieś z tyłu głowy miałem myśl, że ja nie jestem sparaliżowany, potem będę mógł wstać, a ludzie trwale niepełnosprawni są na takie upokorzenia trwale narażeni. Bo świat nie jest przystosowany, świat ich nie chce. Cała przestrzeń, infrastruktura wydaje się krzyczeć – „to nie jest miejsce dla ciebie”.



Delikatnie zasypany śniegiem i zdewastowany, jedna strona jest zawalona -  nadal można z niego korzystać ale tylko monocyklem. Postanowiliśmy to uwiecznić na zdjęciu. Wtedy zdarzyła się jedna z przyjemniejszych rzeczy, jaka mnie w ciągu tego tygodnia spotkała. Podeszła do nas starsza pani i zaczęła mówić: "i bardzo dobrze, to trzeba fotografować i pokazywać światu. Bo tacy ludzie jak pan, ja rozumiem, różne wypadki chodzą po ludziach, ale trzeba sobie radzić, bez urazy, ale jak macie sobie dać radę? Gdybym tylko mogła podpisałabym się pod tym dwiema rękami" - powiedziała w odpowiedzi na to, że o tym ma być nasza praca. Moim patriotycznym obowiązkiem jest dbać o dobro ojczyzny, czy jej obowiązkiem nie jest dbanie o moje dobro? Czekamy na wolontariuszy. Ktoś pomógł mi wjechać na te trzy schody, ale przed nami ściana.

Po raz kolejny perspektywa wózka nas zupełnie zaskoczyła. Nigdy nie widziałem tak wielu schodów - w sensie, nigdy nie dostrzegałem w nich takiej bariery. Tutaj na pewno sami nie damy sobie rady. Czekamy na kogoś, kto mógłby nam pomóc. Po wielu minutach, w końcu znalazł się jakiś rosły student. Łapią mnie we dwójkę i niosą. W połowie przerwa, bo schodów jest zbyt dużo. W środku wspinaczki po prawej stronie wisi plakat z hasłem "podróże dla każdego" oraz zdjęcie mężczyzny na wózku inwalidzkim i zapewnienie, że kolejki są przystosowane do przewozu osób niepełnosprawnych. Co z tego, skoro nie mogę się dostać na dworzec!?


Dotarliśmy, chłopaki byli totalnie zziajani, a facet, który mi pomagał, spóźnił się na swoją kolejkę. Przeprosiliśmy go, bo co mogliśmy więcej zrobić? Po prostu nie dalibyśmy bez niego rady i on o tym wiedział, nawet był miły i nie zniknął od razu po tym jak mnie postawili na ziemi. Pojechaliśmy do przodu, po długim i zimnym czekaniu, po raz kolejny fatygując obcych mi ludzi, włożyliśmy wózek do kolejki. Staraliśmy się wjechać możliwie najbliżej konduktora, żeby dał nam czas na wyjście. Operacja się udała i wysiedliśmy na stacji Gdańsk Politechnika. Nowa, czysta, niedawno remontowana. Od razu rzuciła mi się w oczy winda, ruszyłem w jej kierunku a chłopaki - Krzysiek i spotkany w kolejce kolega, poszli już na dół, czekać na mój zjazd. Niestety, winda nie była podłączona pod zasilanie. Winda dla niepełnosprawnych bez prądu. To było naprawdę załamujące, jeszcze przed chwilą męczyłem jakiegoś faceta, żeby niósł mnie na górę, a teraz mam prosić o zniesienie. Nieważne, ile bym siedział na dworcu i myślał, jak bardzo mi wstyd, nie zmieniało to faktu, że sami nie damy rady. Po raz kolejny poprosiłem o pomoc i po raz kolejny ktoś mi pomógł. Po dziurach i wertepach dotarliśmy na Politechnikę, na renomowaną uczelnię, znaną w świecie, w którą Unia Europejska wpakowała wielkie środki pieniężne. Postanowiłem tam skorzystać z toalety. Wjechałem na parter, windą z parkingu podziemnego (bo wjazdu do gmachu nie było), przytrzasnąłem sobie rękę wielkimi, ciężkimi drzwiami i skierowałem się do toalety, która znajdowała się niedaleko szatni. Otwieram drzwi a tam: trzy pary butów zmiennych - chodaków, stół, szafka, puste filiżanki z duraleksu brudne od fusów od kawy, dwa, albo trzy krzesła i na samym końcu obok wieszaka na kurtki sedes z pięknie przystosowanymi uchwytami dla niepełnosprawnych. Tak, panie szatniarki urządziły sobie w mojej toalecie kantorek. Wyjechałem stamtąd, ale w tej chwili podbiegła do mnie pani szatniarka i bardzo zmieszanym głosem oznajmiła: "toaleta dla pana jest na pierwszym piętrze".

Skierowałem się do windy, postałem w kolejce - w końcu wózek zajmuje całą przestrzeń osobowego dźwigu, dojechałem na pierwsze piętro i otworzyłem drzwi z przybitym do nich niebieskim znaczkiem wózka inwalidzkiego. Tym razem w środku był wielki odkurzać, taki z kierownicą, siedzeniem i butlą gazową z tyłu. Zajmował całą łazienkę i naprawdę szczerze gratuluję komuś, kto nim tutaj zaparkował. Nauczony doświadczeniem pojechałem na kolejne piętro, lecz tym razem drzwi do toalety były po prostu zamknięte na klucz. Toalety dla niepełnosprawnych były na każdym piętrze - tak pewnie każe UE, ale tylko w moim kraju mogą się dziać takie cuda. Wracaliśmy tramwajem. pierwszy jaki przyjechał był stary, jednak zobaczyliśmy schody i pionową rurę, uchwyt na środku wejścia więc zrezygnowaliśmy. Następny jednak był już przystosowany i niskopodłogowy.


Dojechaliśmy bez problemów na stację uniwersytetu i finalnie do domu.



Na tym skończył się mój eksperyment. Nie opisałem wszystkich miejsc, w których byłem: Macdonalda, bufetu, łazienek, pizzerii, sali gimnastycznych, auli wykładowych, sal ćwiczeniowych czy teatru. Nie dlatego, że są nie ważne, czy że nie spotkało mnie tam nic ciekawego, przykrego, czy motywującego. Często w tekście łączę kilka miejsc w jedno, ale wszystko po to, żeby wydobyć z nich ważne dla mnie wydarzenia i uczucia tym miejscom towarzyszące. Świat nie chce niepełnosprawnych, mam wrażenie, że się oni nie opłacają. Z drugiej strony mam nadzieję, że po prostu ludzie odpowiedzialni za ułatwienie niepełnosprawnym aktywnego funkcjonowania w społeczeństwie, mimo najszczerszych chęci, nie potrafią postawić się na ich miejscu. Po prostu przeszkadza im ich punkt widzenia, w końcu nie są niepełnosprawni. To kolejny argument, dla którego mam nadzieję, że mój tekst nie będzie tylko zwykłym zadaniem dziennikarskim, ale że uświadomi komuś istotnemu, mającemu wpływ, mogącemu coś zmienić, jak ważna jest empatia, minimum pomyślunku i zdrowa relacja z niepełnosprawnymi, którzy są przecież tak samo wartościowymi ludźmi jak my. Puentą dla nas wszystkich może być rozwinięcie mojego spotkania z niewidomym w bibliotece, w windzie, gdzie byliśmy skazani na swoje towarzystwo. On wpadł na mnie, nie spodziewał się że mnie spotka, ale zrobił to bardzo delikatnie. Był bardzo dobrze ubrany, miał krawat i marynarkę. Zawstydził mnie, bo dopiero teraz uświadomiłem sobie, że on właśnie w stu procentach realizuje to co ja staram się robić, ale co mi nie wychodzi od pięciu dni. Żyje normalnie, zachowuje się bardzo kulturalnie, ubiera się ładnie - chociaż sam nie może tego ocenić, w końcu jest niewidomy. Spotkałem niewidomego w bibliotece, a on jechał  do czytelni. To było zupełnie niesamowite! Możliwe, że mam na oczach klapki i że nie potrafię spojrzeć na świat tak jak to sobie założyłem - w końcu ja tylko udaję. Udaję, ale robię to w dobrej wierze. Czas przestać się nad sobą użalać i zacząć działać. Iść do przodu nawet jeśli po pięciu dniach nie będzie można zejść ze swojego metaforycznego wózka, co ja, notabene uczyniłem z niesamowitą radością, ulgą i odpowiednią temu celebracją.

Neret



Nie masz konta? Zarejestruj się

Zaloguj się na swoje konto