Delikatnie zasypany śniegiem i zdewastowany, jedna strona jest zawalona - nadal można z niego korzystać ale tylko monocyklem. Postanowiliśmy to uwiecznić na zdjęciu. Wtedy zdarzyła się jedna z przyjemniejszych rzeczy, jaka mnie w ciągu tego tygodnia spotkała. Podeszła do nas starsza pani i zaczęła mówić: "i bardzo dobrze, to trzeba fotografować i pokazywać światu. Bo tacy ludzie jak pan, ja rozumiem, różne wypadki chodzą po ludziach, ale trzeba sobie radzić, bez urazy, ale jak macie sobie dać radę? Gdybym tylko mogła podpisałabym się pod tym dwiema rękami" - powiedziała w odpowiedzi na to, że o tym ma być nasza praca. Moim patriotycznym obowiązkiem jest dbać o dobro ojczyzny, czy jej obowiązkiem nie jest dbanie o moje dobro? Czekamy na wolontariuszy. Ktoś pomógł mi wjechać na te trzy schody, ale przed nami ściana.
Po raz kolejny perspektywa wózka nas zupełnie zaskoczyła. Nigdy nie widziałem tak wielu schodów - w sensie, nigdy nie dostrzegałem w nich takiej bariery. Tutaj na pewno sami nie damy sobie rady. Czekamy na kogoś, kto mógłby nam pomóc. Po wielu minutach, w końcu znalazł się jakiś rosły student. Łapią mnie we dwójkę i niosą. W połowie przerwa, bo schodów jest zbyt dużo. W środku wspinaczki po prawej stronie wisi plakat z hasłem "podróże dla każdego" oraz zdjęcie mężczyzny na wózku inwalidzkim i zapewnienie, że kolejki są przystosowane do przewozu osób niepełnosprawnych. Co z tego, skoro nie mogę się dostać na dworzec!?
Dotarliśmy, chłopaki byli totalnie zziajani, a facet, który mi pomagał, spóźnił się na swoją kolejkę. Przeprosiliśmy go, bo co mogliśmy więcej zrobić? Po prostu nie dalibyśmy bez niego rady i on o tym wiedział, nawet był miły i nie zniknął od razu po tym jak mnie postawili na ziemi. Pojechaliśmy do przodu, po długim i zimnym czekaniu, po raz kolejny fatygując obcych mi ludzi, włożyliśmy wózek do kolejki. Staraliśmy się wjechać możliwie najbliżej konduktora, żeby dał nam czas na wyjście. Operacja się udała i wysiedliśmy na stacji Gdańsk Politechnika. Nowa, czysta, niedawno remontowana. Od razu rzuciła mi się w oczy winda, ruszyłem w jej kierunku a chłopaki - Krzysiek i spotkany w kolejce kolega, poszli już na dół, czekać na mój zjazd. Niestety, winda nie była podłączona pod zasilanie. Winda dla niepełnosprawnych bez prądu. To było naprawdę załamujące, jeszcze przed chwilą męczyłem jakiegoś faceta, żeby niósł mnie na górę, a teraz mam prosić o zniesienie. Nieważne, ile bym siedział na dworcu i myślał, jak bardzo mi wstyd, nie zmieniało to faktu, że sami nie damy rady. Po raz kolejny poprosiłem o pomoc i po raz kolejny ktoś mi pomógł. Po dziurach i wertepach dotarliśmy na Politechnikę, na renomowaną uczelnię, znaną w świecie, w którą Unia Europejska wpakowała wielkie środki pieniężne. Postanowiłem tam skorzystać z toalety. Wjechałem na parter, windą z parkingu podziemnego (bo wjazdu do gmachu nie było), przytrzasnąłem sobie rękę wielkimi, ciężkimi drzwiami i skierowałem się do toalety, która znajdowała się niedaleko szatni. Otwieram drzwi a tam: trzy pary butów zmiennych - chodaków, stół, szafka, puste filiżanki z duraleksu brudne od fusów od kawy, dwa, albo trzy krzesła i na samym końcu obok wieszaka na kurtki sedes z pięknie przystosowanymi uchwytami dla niepełnosprawnych. Tak, panie szatniarki urządziły sobie w mojej toalecie kantorek. Wyjechałem stamtąd, ale w tej chwili podbiegła do mnie pani szatniarka i bardzo zmieszanym głosem oznajmiła: "toaleta dla pana jest na pierwszym piętrze".
Skierowałem się do windy, postałem w kolejce - w końcu wózek zajmuje całą przestrzeń osobowego dźwigu, dojechałem na pierwsze piętro i otworzyłem drzwi z przybitym do nich niebieskim znaczkiem wózka inwalidzkiego. Tym razem w środku był wielki odkurzać, taki z kierownicą, siedzeniem i butlą gazową z tyłu. Zajmował całą łazienkę i naprawdę szczerze gratuluję komuś, kto nim tutaj zaparkował. Nauczony doświadczeniem pojechałem na kolejne piętro, lecz tym razem drzwi do toalety były po prostu zamknięte na klucz. Toalety dla niepełnosprawnych były na każdym piętrze - tak pewnie każe UE, ale tylko w moim kraju mogą się dziać takie cuda. Wracaliśmy tramwajem. pierwszy jaki przyjechał był stary, jednak zobaczyliśmy schody i pionową rurę, uchwyt na środku wejścia więc zrezygnowaliśmy. Następny jednak był już przystosowany i niskopodłogowy.
Dojechaliśmy bez problemów na stację uniwersytetu i finalnie do domu.