Czy zachwycałeś się kiedyś dźwiękiem czy melodią wypełniającą twój umysł do tego stopnia, że nie mogłeś powstrzymać łez?
Już dosyć dawno zaczęła się jesień. Ciężko w tym roku było cieszyć się kolorowym krajobrazem, spadającymi z drzew złotymi liśćmi. Mam wrażenie jakby ten czas w ogóle nie nastał, a liście pobladły i spadły na ziemie w 5 minut, kiedy akurat ja siedziałam w szkole. Bez względu na to, jak ta pora roku wygląda, czujemy jednak ten zimniejszy, wilgotny klimat, a co gorsza - łatwo złapać depresyjny nastrój . Chociaż mądrze byłoby robić wszystko, by poprawić sobie humor; niektórzy po prostu poddają się ogólnemu zdołowaniu, poważnieją i jest to dogodny czas na zmienienie playlisty na bardziej nastrojową.
Nie chcę tu propagować muzyki dobijającej i doprowadzającej człowieka do całkowitego rozkładu psychicznego. Proponuję jedynie stworzenie sobie klimatu, w którym łatwiej będzie znieść swoje ułomności, zrelaksować się i docenić dźwięki muzyki, której nie słucha się ot tak na co dzień.
Osobiście na jesienny, zimny wieczór proponuję połączenie alternatywnego rocka, indie rocka z muzyką elektroniczną. Radiohead, a co sie z tym mocno wiąże Thom Yorke, Jonny Greenwood czy też Coldplay to tylko kilka z grup/wykonawców wytwarzających nastrój, który naprawdę warto poznać, docenić i delektować się nim.
Czy czułeś kiedyś zachwyt nad dźwiękiem czy melodią ogarniający twój umysł do takiego stopnia, że nie możesz powstrzymać łez? Wcale nie mam tu na myśli utworu z filmu Titanic czy z wyciskaczów łez namiętnie oglądanych przez kobiety. Chodzi raczej o odkrycie dźwięku, melodii niekoniecznie smutnej, ale pięknej samej w sobie, oryginalnej, wydaje się, że nieodkrytej jeszcze nigdy przez nikogo, a jednak przez kogoś stworzonej i „wypuszczonej” w świat. Słuchanie agresywnego rocka czy naprawdę ciężkich brzmień nie wyklucza poznania innych rodzajów, klimatów muzycznych. Naprawdę polecam eksperymentowanie i wyszukiwanie z pasją muzyki, która przynosi ukojenie duszy w „jesiennych” chwilach.
xyz