Polonistka w Anglii? Zapytasz pewnie, do jakiej tragedii doszło, że znalazłam się w takiej sytuacji. Tymczasem, nigdy wcześniej nie czułam się Polką tak bardzo jak dzisiaj.
Inny system nauczania
Zwykły dzień w mojej pracy na Wyspach polega na pomaganiu polskim dzieciom w uczeniu się angielskiego. Uśmiecham się lekko na myśl o wszystkich lekcjach angielskiego w szkole, których nie lubiłam i nie miałam żadnej motywacji do nauki. Teraz patrzę na moich małych uczniów, którzy przyjechali do Anglii kilka miesięcy temu i zastanawiam się jak wykorzystać ich potencjał, przygotowany przez polską szkołę, do przyswojenia wiedzy w zdecydowanie mniej wymagającym systemie edukacji na Wyspach.
Wielokrotnie zarzucono mi, że jestem zbyt wymagająca, chociaż dzieci nigdy nie narzekały na poziom trudności moich zadań. Jestem nauczycielem wykształconym przez polski uniwersytet, gdzie nauka jest na pierwszym miejscu i trudno było mi było przestawić koncentrację na ucznia i jego potrzeby. Niemniej, uważam, że z połączenia obu systemów wyszłaby rewolucyjna szkoła, w której każdy nie tylko chciałby być, ale też uczyłby się z chęcią.
Polski uczeń w angielskiej szkole
Największą zaletą angielskiego podejścia do ucznia są chęci wspierania imigrantów. Dzięki temu mam pracę, w której nie tylko odmieniam czasownik ‘to be’, ale też promuję polski język i kulturę. Z dziećmi mogę swobodnie rozmawiać po polsku. Co więcej, prowadzę własny „Polish lunchtime club” i „Reading in Polish afternoons”, na które przychodzi spora grupa małych i większych dzieci. Razem tworzymy piękne projekty, które rozszerzają naszą wiedzę o ojczystym kraju. Dumą przepełnia mnie fakt, że mnóstwo angielskich dzieci często przychodziło na nasze polskie zajęcia, by posłuchać polskiego języka i nauczyć się czegoś nowego.
Dzieci mądrzejsze niż rodzice
Niestety, zdarza się czasami, że rodzice nie chcą, aby dziecko mówiło i czytało po polsku. „Jeszcze im się pomiesza i będą się źle uczyły” – mówią. Nic bardziej mylnego i moja w tym głowa, żeby im to wytłumaczyć. Naukowe dowody na pozytywny wpływ rozwoju ojczystego języka na postępy w angielskiej szkole jednak nie pomagają. Czasami jedynie sam fakt, że dzieci chcą i cieszą się naszymi wspólnymi spotkaniami doprowadza do przyzwolenia na to. Z ironicznym uśmiechem przyjmuję potem tych samych rodziców, którzy proszą mnie, żebym przetłumaczyła im list ze szkoły lub napisała za nich podanie. Zapomniałam dodać, że niektórzy z nich mieszkają w Anglii już 10 lat…
Tsheshch!
Polskie dzieci, z którymi pracuję w szkole podstawowej to zupełnie nowe, inne pokolenie Polaków na emigracji. Jestem bardzo podekscytowana, kiedy widzę ich zapał do rozmawiania o Polsce, która staje się magiczną krainą Babci i Dziadka, których odwiedza się w czasie wakacji. Z drugiej strony smucę się, kiedy słucham, jak mówią i patrzę, jak piszą po polsku. Nie zawsze jest to wina zaniedbania i widzę to sama po sobie, kiedy po całym dniu w pracy zwyczajnie nie mogę się wysłowić i przypadkiem powiem „break” zamiast „przerwa”. Pisanie dla moich uczniów jest jednak najbardziej problemowe - używają angielskich głosek, a więc wychodzą niezwykłe dziwy i obiecuję Wam i sobie, że kiedyś napiszę o tym pracę magisterską!
Po kilku miesiącach pracowania tutaj, wiem już, że dla tych dzieci najważniejsza jest jednak duma z bycia Polakiem. Napisanie „cześć” z użyciem polskich znaków nie jest już tak ważne, kiedy trzeba pocieszyć siedmioletnią dziewczynkę, która płacze mi w rękaw, że czuje się „za bardzo angielką” i nienawidzi tego, bo przecież chce być Polką.
Czasami naprawdę zastanawiam się, czy gdybym została w kraju, czy miałabym tyle radości z bycia polonistką…