Pewnego dnia postanowiłam poszerzyć swoją kolekcją książek o "Dziady" i brnąc przez zaśnieżony chodnik dotarłam do pobliskiej księgarni. Było tak, jak się spodziewałam - oprócz mnie i sprzedawczyni nie było nikogo. Kobieta nie spuszczała ze mnie wzroku, a ja przeszłam do półki z lekturami i chwyciłam tę, którą chciałam kupić. Cenę znalazłam dopiero na stronie tytułowej i, nie ukrywam, trochę się zdziwiłam - z samoprzylepnej karteczki szczerzyło się do mnie 5,80. Kiedy podeszłam do kasy aż głupio było mi prosić o fakturę. Mogłam dorzucić do kompletu "Kordiana", wtedy przynajmniej wydałabym dychę.
Kiedy jadę na zakupy do Auchan albo Galerii Rumia pierwszym sklepem, który odwiedzam, jest Empik - przy wejściu zabieram gazetkę i przemierzam regały w poszukiwaniu dobrej książki. Zajmuje mi to trochę czasu, bo, nie oszukujmy się, nie wszystko, co pojawia się w księgarniach, jest warte przeczytania. Nawet wśród "bestsellerów" znajdziemy przereklamowane gnioty. Ludzie łatwo dają się nabierać - mama lubi gotować, więc kupię jej na urodziny książkę Magdy Gessler, mój syn uwielbia piłkę nożną, dlatego dostanie ode mnie biografię słynnego piłkarza. A że książka jest akurat na topie - tym lepiej! Nikt nie będzie mógł się przyczepić.
Wszystkie te superpozycje tak naprawdę nigdy nie kosztują mniej niż trzydzieści złotych. Wmawiamy sobie, że jeśli książka jest droga, to widocznie warto ją kupić. No cóż...
Chciałabym jeszcze na chwilę wrócić do tych nieszczęsnych "Dziadów". Pierwsze, na co zwróciłam uwagę, to okładka. Pominę nawet to, że jest czerwona, ale chodzi o ilustrację. Kadzidło i odbijające się w nim twarze. Na okładce znalazłam też informację, że cały dramat został napisany specjalną czcionką, która ułatwia szybkie czytanie. Mi nie ułatwiła. W górnych prawym rogu przeczytałam także, że jest to lektura z opracowaniem (jak każda obecnie wydawana). Byłabym hipokrytką, gdybym zaczęła je potępiać, bo sama korzystam z nich na lekcjach, ale czasami mam wrażenie, że "notatki na marginesach" zwyczajnie ogłupiają czytającego. Na przykład: "Gustaw - przemiana w Konrada". Czy uczeń jest naprawdę na tyle głupi, żeby nie wyczytać tego z tekstu? Chyba najwyższy czas się z tym pogodzić.
W dzisiejszych czasach profanuje się Książkę. Wielkie postaci literatury zostają zepchnięte na bok, by swe laury mogli zbierać gotujący celebryci i służące poradą aktorki. Jest mi wstyd, że kupujemy zwyczajne gnioty. Humor poprawia mi jednak fakt, że 56% Polaków nie przeczytało w ubiegłym roku żadnej książki.
Lepiej nie czytać nic niż czytać źle.