na temat Międzynarodowego Dnia Języka Ojczystego i kampanii Język polski jest Ą-Ę pod patronatem Rady Języka Polskiego. Teoretycznie nic ciekawego - kolejna bezsensowna akcja - ale w praktyce sprawa wygląda interesująco, ponieważ na jeden dzień wszystkie ogonki i kreseczki znikają z naszego narodowego języka. Według badań ponad 52% Polaków nie przejmuje się tym, czy pisze poprawnie. To dużo czy mało? Zależy jak na to spojrzeć, jednak problem leży chyba gdzieś indziej. Sam fakt, że społeczeństwo nie zdaje sobie sprawy z powagi zjawiska, jest przerażający. Najczęstszym powodem nieużywania polskich znaków jest wygoda (szybciej pisze się wiadomości, naciskanie przycisku wiele razy jest kłopotliwe), ale często chodzi też o barierę technologiczną (w wiadomościach nie da się zastosować polskich znaków, operator nalicza dodatkowe opłaty za stosowanie polskich znaków). Specjaliści twierdzą, że ogonki, kropki i kreski najczęściej są pomijane przez ludzi młodych (34%), choć wpływ ma na to pewnie internet, w którym nie przywiązuje się żadnej wagi do poprawności językowej. „Język polski ciągle ewoluuje. Jednak moim zdaniem nie zawsze są to zmiany na lepsze. Dziś dużym zagrożeniem dla polszczyzny jest skłonność do nieużywania charakterystycznych polskich liter. Im częściej będziemy pisać na przykład esemesy bez znaków diakrytycznych, tym większe prawdopodobieństwo, że „ąści” szybko z naszego języka znikną. Tego bym niezwykle żałował, to byłoby naprawdę duże zubożenie. Uważam, że język polski jest ą-ę i tak powinno zostać. Używajmy polskich znaków za każdym razem, gdy wysyłamy SMS lub e-mail” - mówi językoznawca Jerzy Bralczyk.
Po przejrzeniu kilku materiałów na temat tej akcji muszę szczerze powiedzieć, że jestem rozgoryczona. Denerwują mnie te niedorzeczne tłumaczenia związane z brakiem wygody i kłodami rzucanymi przez operatorów sieci komórkowych, bo prawda jest taka, że części Polaków zwyczajnie się nie chce.
Szkoda, bo warto.