Ucieszyłam się, kiedy pod choinką, między stertą niepotrzebnych drobiazgów, znalazłam książkę. Moja radość była tym większa, że z niecierpliwością czekałam na jej premierę. Choć okładka bardziej odrzuca niż zachęca (pewnie po prostu miała przyciągać wzrok), to mimo wszystko zabrałam się do lektury.
Podjęłam trafny wybór.

Zaczyna się dość nietypowo, bo od śmierci. Umiera Barry Fairbrother - mąż, ojciec i radny Pagford. Tragedia wzbudza mieszane uczucia: załamuje zrozpaczoną rodzinę, lecz jest też powodem radości opozycji. Zwalnia się bowiem jedno miejsce w radzie, a więc następuje tymczasowy wakat (tak brzmi właśnie tytuł powieści w oryginale). Rozpoczyna się walka o miejsce Barry'ego, które znaczy "być" albo "nie być" dla Fields - okrytej złą sławą dzielnicy Pagford. Samo osiedle od zawsze jest przedmiotem sporów między radnymi: jedni uważają, że jest współczesną Sodomą i Gomorą, drudzy za wszelką cenę chcą integrować Fields z resztą miasta i zapobiegać wszechobecnej patologii.
Na stronie internetowej rady gminy pojawiają się posty dodawane przez Ducha_Barry'ego_Fairbrothera, w których na światło dzienne wychodzą tajemnice mieszkańców. W tym spokojnym miasteczku już nic nie jest takie, jak dawniej.

Uwielbiam Harry'ego Pottera, ale "Trafny wybór" to zupełnie inna para kaloszy. Przedstawiona tutaj młodzież to nie grzeczni uczniowie Hogwartu, tylko wulgarni, brutalni chuligani. W Pagford każdy jest hipokrytą. Rowling bardzo dobrze oddała charakter tego, wydawałoby się, cichego miasteczka, w którym każda rodzina ma swój sekret. Powieść właściwie sama się czytała, a ja z niecierpliwością przerzucałam kartki i czekałam na kolejny rozdział.
Co wyniosłam z lektury? Dziewczynie nie wypada przeklinać.
Ala, dziękuję za książkę!
Zdecydowanie polecam.