Godzina 20:00. Wychodząc z domu, można doznać wrażenia, że jest już sporo po północy. Na rynku i pobliskich uliczkach nie ma żywej duszy, pomijając stałych bywalców Placu Wolności. Za dnia sytuacja niewiele się zmienia. Tłumów nie spotkamy, a idąc mijamy same znajome twarze. Ktoś mógłby powiedzieć, że to dzień rodem z końca października. O dziwo nie - tak właśnie wyglądają wakacje w Pucku. Zapraszam na krótką wycieczkę po tym wyjątkowym kurorcie.
Pierwszym punktem programu jest rynek. W tutejszych sklepach możecie kupić wszystko - poczynając od rajstop, przez dezodoranty, na lodówce kończąc - z wyjątkiem pamiątek. Sercem tego miejsca jest fontanna, która w upalne dni służy jako zimny prysznic dla dzieci i młodzieży. To właśnie tu od początku lipca znajduje się centrum puckiej kultury. Mieszkańcy mają okazję wysłuchać darmowego koncertu, który składa się z utworów biesiadnych i weselnych. Mężczyzna z gitarą od rana do późnego popołudnia konsekwentnie raczy swoich słuchaczy przebojami minionych lat. Przechodzimy koło fary, schodzimy do portu i powoli przechodzimy w stronę mola - wizytówki Pucka. Po naszej prawej stronie mijamy trzy budki z jedzeniem i jedno stoisko z biżuterią, po lewej plażę i bar. Przed nami rozciąga się widok na port jachtowy i roześmianych kolonistów. Przemierzamy molo dostojnym krokiem i tu kończy się nasza wyprawa po najciekawszych miejscach w tym sezonie.
Oczywiście nie można powiedzieć, że przez całe lato nic się nie działo. Przyjechał przecież Pectus i Gienek Loska, choć ten drugi miał chyba nadzieję na większą popularność wśród obecnych na koncercie. Oprócz tego podobno szanty gdzieś śpiewali, no i orkiestra dęta miewała swoje recitale. W nadmorskich kurortach rządziły koniki, jednorożce, pandy i tygrysy na kółkach, nad zatoką niezmiennie furorę robią gokardy. Jakie miasto, takie atrakcje. Jednego jednak nie można pominąć - wśród oceanu wakacyjnej tandety Puck pozostaje wyjątkowy, nawet jeśli nie jest to powód do radości.