"Muzyka – sztuka organizacji struktur dźwiękowych w czasie. Jedna z dziedzin sztuk pięknych, która wpływa na psychikę człowieka przez dźwięki."
Po przeczytaniu tej definicji poważnie zastanowiłam się, czy ja i jej autor myślimy o tym samym. Czy to, co teraz nazywamy "muzyką" naprawdę można uznać za dziedzinę piękna chociaż w minimalnym stopniu? Może nie powinnam tego oceniać - to przecież nie moja branża - ale mimo to mam coś do powiedzenia. Światowa muzyka, powiedzmy sobie szczerze, to jedno wielkie dno. Nie jestem gołosłowna - mam na to dowody.
Poniedziałkowe popołudnie. Po męczącym dniu spędzonym w szkole nareszcie chwila odpoczynku - siadam na miękkiej kanapie i włączam telewizor. Jest godzina szesnasta. Do kolejnego odcinka "Dlaczego ja?" zostało ponad sześćdziesiąt minut. Chciałam przez ten czas oglądać bez przerwy jeden z kanałów muzycznych, ale po jakimś czasie utwierdziłam się w przekonaniu, że "źle się dzieje w państwie duńskim".
Chwytam pilot, wybieram interesujący mnie program i w oczy rzuca mi się czerwony pasek na dole ekranu. PAROWANIE - krzyczy do mnie biała czcionka. Szybko dowiaduję się, że Magda i Robert są z tej samej miłosnej planety, a Lech ma niskie czoło. Niskie i bezsensowne. O nie, jakie to straszne. Chciałabym się tym nie przejmować.
Pierwszą piosenką, którą słyszę, jest "Got 2 luv U" - tytuł na miarę XXI wieku. Musiały się pojawić cyfry, skróty i błędy ortograficzne, bo przecież tak jest... no właśnie, jak jest? Lepiej? Modniej? Oryginalniej? Refren powtarza się cztery razy, a tytuł- sama przeliczyłam- "tylko" 48. Przydałoby się jeszcze z dziesięć. Czemu nie? Trzeba iść za ciosem. Zaraz po reklamie puszczają "Give me everything". Piosenka o niczym, a właściwie o jednym. W teledysku impreza trwa w najlepsze - alkohol, wszyscy tańczą, wszędzie pełno gołych lasek, po prostu żyć, nie umierać.
Potem piosenka Dona Omara "Danza Kuduro". Klimaty wakacyjne- prywatna motorówka, dom z basenem, przyjaciółki w bikini. Cud, miód i orzeszki. Do tego ekspresywna gestykulacja pana, który śpiewa, no i oczywiście ostatnią sceną jest grupowy taniec. "Ręka do góry, talia sama okręca się, Danza Kuduro". Następnie Serebro i "Mama". Kolejny świetny teledysk, który idealnie odzwierciedla przesłanie piosenki: trzy koleżanki jadą samochodem robiąc głupie miny, tańcząc i liżąc lody. Na końcu nawet pojawia się woda mineralna. Poszukałam tłumaczenia tej piosenki w internecie i natknęłam się na zdanie, które idealnie ukazuje jej głębię: "A ona powiedziała mi krótko, że jestem s*ką".
Na koniec gwóźdź programu, czyli zespół Video i piosnka o zaskakującym tytule "Środa czwartek". Właściwie nic szczególnego, jak w większości polskich piosenek. Banalny tekst, teledysk, który nic nie wnosi, lans na wsi. "I niech stanie w miejscu czas, zawsze niech już będzie tak jak dziś". Bo dobry tekst jest połową sukcesu.
Można mi zarzucić, że jestem uprzedzona. Przyznaję się bez bicia, bo nie chcę dożyć dnia, w którym moje wspaniałe dziecko włączy na pełen regulator "Chcę tylko sprawić, żebyś się spociła". Pomyślcie o tym, co będzie za kilkanaście lat. Prawdziwa sztuka zniknie - zastąpią ją przeboje "umca umca", w których poruszane są wyimaginowane problemy. Przyszłe pokolenia nie będą znały dreszczy i łez, które towarzyszą nam przy słuchaniu wspaniałych wykonań.
Prawdziwy artysta i jego muzyka żyją wiecznie. Waszych popowych piosenkarzy w przyszłym roku nikt nie będzie pamiętał.
Przełączyłam na Annę Marię Wesołowską już po dwudziestu minutach.