Patrzę tak na tytuł i może on wskazywać na tekst opowiadający o zawodach w pocałunkach z języczkiem. Może też być sloganem reklamowym firmy produkującej artykuły dentystyczne. Przypuszczam, że każdemu ma prawo kojarzyć się z czymś innym. I właśnie w tym sęk.
Dlaczego ludzie nie zawsze się rozumieją? Bo są różni. Brawo, plusik do dzienniczka. Dlaczego jeszcze? Bo te same słowa mają dla każdego trochę inne znaczenia. Również dobra odpowiedź. Czy można zatem zapobiec nieporozumieniom? Być może.
Ja w każdym razie radziłbym wyrażać się precyzyjnie. Dlaczego? Zapytajmy kogoś o drogę. Nikt z nas nie będzie zadowolony, gdy przypadkowo znaleziony doradca powie „wtedy tam, yyy... dalej prosto i no tego, w tą uliczkę, potem po schodach...”. Nie lepiej i bardziej zrozumiale byłoby użycie np. nazw ulic? „Proszę iść ulicą Mickiewicza, następnie skręcić w Powstańców Śląskich i po schodach, na ulicę Derdowskiego i jest pan na miejscu.” Owszem, nie znam planu dopiero co poznawanego miasta, ale chyba są tabliczki, znaki czy napisy na budynkach. Więc dam radę.
Co dowcipniejsi lub bardziej zgryźliwi odpowiedzą: „to może niech ci narysuje, gdzie masz iść?!”. Tylko po co rysować, jeżeli operujemy potężnym narzędziem. Chyba największym i najważniejszym wynalazkiem ludzkości. Nie, nie chodzi mi o GPS. O kompas też nie. Chodzi mi o język.
Niestety, bardzo, ale to bardzo często nieumiejętnie się wypowiadamy. Ja zresztą również. Nasz rozmówca słyszy: „no wiesz, tego, ta, ten, tamto, no właśnie, yhy...”. „No” jest straszne. Sam jestem uzależniony od tego małego słówka („humaniści” zaraz się na mnie rzucą, że „no” jest partykułą, więc ich uprzedzam). Nawet nie chce mi się liczyć, ile razy dziennie mówię „no”. Masakra.
„No właśnie” masakra. Masakrujemy nasz język masakrami, komórami, Gadu-Gadu, mailami czy też przekleństwami. Rzeczy, które wymieniłem, są jak niewypały albo raczej bomby z opóźnionym zapłonem. Gotowe w każdej chwili podczas eksplozji wyrwać ogrom słów z naszego języka. Nie pozwólmy, aby brudzenie i pozorne ułatwianie naszych codziennych wypowiedzi doprowadziło do chińszczyzny. Nie chcę, aby za sto lat zastanawiano się w Polsce, w jakim języku jest napisany ten artykuł. Zapomniałem, że nikt nie będzie chciał go czytać.
r_eL