Dzień dobry państwu. Wiadomość dnia, empatia nie żyje. Nigdy się nie narodziła. „Bzdura!”. Bzdura? Ile mam podać dowodów? Proszę o wyjaśnienie, w jaki sposób bogaty zrozumie biednego, syty głodnego, mężczyzna kobietę. Tak, wiem, już kiedyś napisałem o tym „wiersz”, ale temat nie został wyczerpany, a artykuł może być bardziej zrozumiały. Mała scenka. M – mężczyzna, K – kobieta:
K – Mam okres, źle się czuję.
M – Rozumiem.
Niezbyt mądry i niezbyt wymagający przykład. Ale chyba nie trzeba go tłumaczyć. Każdy z nas od urodzenia z pomocą innych tworzy swoje „okulary”. Pod tym pojęciem rozumiem sposób postrzegania świata. Od najmłodszych lat pojawiają się różnice w ich budowie i obrazie, który dociera do naszego mózgu i tam jest interpretowany.
Weźmy za przykład małego Jasia, któremu rodzice mówią, że dłubanie w nosie jest złe (kolejna „ambitna” historia). Ale nasz mały bohater spotyka równie niewielką Małgosię, której rodzice nic nie mówią o zabawie w górnika. Towarzyszka Jasia z wielką namiętnością trzyma swoje małe paluszki w nosku. Chłopczyk reaguje, sugerując dziewczynce, że to nieładnie i mówi: „fuuuuj...”. Ona go nie rozumie. Mają inne okulary. Żadne z nich nie ma złych intencji, a jednak po chwili szarpią się lub wyzywają „Ty jesteś fuuj” - „a Ty jesteś guuupi” (nie wiem jak się teraz powinno wyzywać, wyszedłem z wprawy). Podobnie jest, gdy mamy do czynienia z osobą pochodzącą z innej kultury, będącą innego wyznania czy przekonań politycznych. O ile nie wszystko, to na pewno zdecydowana większość problemów ma swój początek w okularach. Niemożliwe jest, żeby ktokolwiek miał moje okulary. Tak samo ja nie będę miał cudzych „patrzałek”. Jakże łatwiej byłoby, gdyby przeklęta empatia istniała, gdyby Jasiu czuł się choćby przez chwilę jak Małgosia, gdyby nasz mężczyzna chociaż raz urodził albo miał miesiączkę, gdyby kobieta była w stanie zrozumieć, jak to jest dostać piłką w krocze, albo wypić zimne piwo z kolegami. Wcale nie trzeba wtedy rozmawiać o butach czy innych torebkach (modny ostatnio pocisk).
Wracając do okularów. Czasem jednak dobrze, gdy spadną na ziemię. Albo podłogę. Tak, chodnik też może być. Mało tego, muszą popękać. Wszyscy wiemy, jaki obraz powstaje po drugiej stronie zdewastowanych soczewek. Powstaje ich całe mnóstwo. Niech ten upadek szkiełek będzie metaforą istotnego, zapadającego w pamięci, miłego lub niemiłego zdarzenia. Może nam to pomóc w zrozumieniu innych. Mając przed oczami wiele obrazów powinno się nam udać ograniczyć ilość nieporozumień. Ale to tylko teoria. Może się sprawdzi, zobaczę.
r_eL