Osiemnastoletnia Eli weszła dziarskim krokiem do Miejskiego Ośrodka Pomocy Młodzieży. Pracowała tu jako wolontariusz od półtora roku i naprawdę lubiła tę pracę. Lubiła pomagać ludziom, którzy zgubili drogę. Lubiła też swoją pracę z innego powodu. Nie miała po co wracać do domu. Do pustego mieszkania zawalonego notatkami i podręcznikami.
Pomoc innym była lekarstwem na jej bezsenność i samotność. Wieczór minął jej jak zawsze. Telefony okupowane były przez nastolatki, które groziły, że podetną sobie żyły. Zdarzył się również jakiś narkoman, który zastawił własny mieszkanie w zamian za kokainę. Kiedy miała się już zbierać do domu, by zajrzeć do notatek z geometrii, ponownie zadzwonił telefon. Niechętnie usiadła z powrotem na niewygodnym drewnianym krześle i odebrała ostatni telefon tego dnia.
- Błękitna Linia, z tej...
- Mogłabyś się nie przedstawiać? Nie chcę wiedzieć, kim jesteś. Po drugiej stronie odezwał się zachrypnięty kobiecy głos. - Wiem, że dzwonię późno, ale chcę, żebyś wysłuchała tego, co mam do powiedzenia. Żeby ktokolwiek tego wysłuchał. Jeśli zastanawia cię, czy jestem narkomanką, to jestem uzależniona wyłącznie od kofeiny, papierosów i butów na obcasie. Nie jestem ćpunem, prostytutką i na pewno nie jestem czternastolatką i nie zamierzam się zabić. Mam dwadzieścia jeden lat... Mieszkam w centrum i chwilowo nie potrafię się podnieść z podłogi. Palę jednego papierosa za drugim, żeby zabić jego zapach. Ten popieprzony drań jest wszędzie. Ale mam to, czego chciałam. Popełniłam ten sam błąd, co tysiące idiotek przede mną. Czyli mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że jestem kolejną wykorzystaną przez NIEGO. Mówi ci to coś? Pewnie słyszałaś milion takich historii. Nieważne. Zapewne moja historia jest taka jak wszystkich innych naiwnych dziewczyn. Oczarował mnie. Tym uśmiechem, swoim zachrypniętym, skacowanym głosem. Myślę, że oczarował mnie pocałunkiem w rękę przy powitaniu. Przypominał mi wtedy wspaniałych mężczyzn z powieści J. Austin. Szkoda tylko, że on nie jest takim mężczyzną...
Wiem, co sobie myślisz. “Pewnie jest w ciąży.” Nie jestem. Spokojna głowa. Po prostu czuję się... Przerżnięta. O tak. Wulgaryzmy wspaniale pasują do tej całej sytuacji. Spotkałam go w kiosku. Stał zaraz za mną w kolejce i zabrakło mu drobnych do Marlboro. Dorzuciłam mu. Sama wiem jak to jest, kiedy nie można zapalić. I jak wtedy człowiek czuje się wkurzony. Uśmiechnął się do mnie i przedstawił. Tak jakby co drugi magazyn dla nastolatków nie wykrzykiwał jego nazwiska na okładce, ale to tam szczegół. Zaproponował mi spacer. Rozmawialiśmy o kompletnych głupotach. O tym, że palenie zabija. O tym, jak nasi krewni reagowali na to, że palimy, jak próbowali nas przekonać, żebyśmy przestali. I zanim się obejrzałam, opowiedziałam mu o mamie, o tacie, o Sylwestrze. O wszystkim. O tym, jaki był mój pierwszy seks. Jakie filmy lubię i innych bzdurach. Bez wyjątku. On się śmiał. Ja się śmiałam. I czułam się z nim wyjątkowo dobrze. Jak z żadnym innych facetem. Podobała mi się barwa jego głosu, to jak zaglądał mi w dekolt, udając zaciekawienie wisiorkiem na mojej szyi. W sumie... Cały mnie podniecał. Przyłapałam się na tym, że podobał mi się sposób, w jaki trzymał papierosa między dwoma ostatnimi palcami. Zaproponował mi palenie po studencku. Wiesz, z ust do ust. A ja, już obeznana w takich sprawach, zgodziłam się, bo to zajebista zabawa, chociaż w moim przypadku przeważnie prowadziła do łóżka.
I tam też skończyliśmy. W jego wymiętoszonym, hotelowym łóżku. Zrzucając z siebie ubrania i uprzedzenia.Tak cholernie chciałam to z nim zrobić. (fragment ocenzurowany dla pełnoletnich czytelników. Fragment jest widoczny dla uprawnionych czytelników - od lat 18)
{access view=super administrator}
Nie obchodziło mnie, czy ma gumkę czy nie. Zresztą mi to nie robi różnicy, bo regularnie biorę tabletki. Sam seks był cudowny. Nie czułam zakłopotania, a on doskonale wiedział, co zrobić, żebym błagała go o to, by wszedł we mnie. Miałam go całego dla siebie i czerpałam z tego największą przyjemność. Nie był brutalny ani delikatny. Był idealny. Jego ruchy były silne, władcze, ale sposób, w jaki mnie dotykał, był dokładnie odwrotny. Podczas stosunku przewracaliśmy się tak, że raz ja byłam na górze, a raz on. Chciałam, by trwał jak najdłużej. Spowalniałam i przyśpieszałam. Cały czas szeptał, że jestem cudowna, że takiej jak ja jeszcze nie miał. A ja mu wierzyłam, wiesz? Wierzyłam. Krzycząc jego imię najgłośniej jak potrafiłam.
Myślę, że to był najlepszy orgazm w moim życiu. Dopiero kiedy wygramoliłam się z łóżka, by wyciągnąć z kurtki fajki, uświadomiłam sobie, że właśnie skończyłam seks z NIM. Tym sławnym lowelasem. Wyszłam na balkon zapalić. Miałam głęboko gdzieś, że jestem naga i że ktoś może mnie zobaczyć. Zresztą. Byliśmy na czternastym piętrze. Niemożliwe, by ktoś zobaczył. Nie było mi zimno, środek lata. Poza tym było przyjemnie poczuć chłód na rozgrzanej skórze. Po niedługiej chwili dołączył do mnie, też paląc.
Nie kochałam go. Teraz też go nie kocham. Ale brakuje mi tej fizycznej bliskości. Konkretnie nie pamiętam, o czym jeszcze rozmawialiśmy. Zresztą to nieważne. Tego wieczoru kochaliśmy się jeszcze raz. Trochę spokojniej, delikatniej. I właśnie ten drugi stosunek wzbudził we mnie jakąś cholerną czułość, że się popłakałam. On myślał, że zrobił coś nie tak, że skrzywdził mnie. A ja po prostu... Poczułam się spełniona. Jak nie byłam od dawna. Powiedziałam mu, że nic nie zrobił. Że było mi cudownie. Tak, wiem. Jak w każdym tanim romansidle. Ale tak właśnie się czułam. Doceniona, potrzebna, spełniona. Jak kot pod dwudziestoczterogodzinnym śnie.
{/access}
Około czwartej ubrałam się i pocałowałam na pożegnanie. Nic nie mówiłam, bo byłam pewna, że się więcej nie spotkamy. Nie zostawiłam mu numeru telefonu, adresu, nazwiska. Miałam nadzieję, że się więcej nie spotkamy.
Poczekaj zapalę papierosa.
W każdym razie wróciłam do swojego normalnego życia. Do nauki, papierosów, znajomych. Nawet wplątałam się w jakiś stały związek. Zapomniałam o nim. Był przygodą jednej nocy. Zaczął i skończył. Nie było dla niego miejsca w moim życiu, ani dla mnie w jego. Spotkałam go dopiero po kilku miesiącach.
To było w małym sklepiku z bielizną. Przyszedł tam z mamą i miał minę cierpiętnika. Nie czułam jakiegoś podniecenia na jego widok. Po prostu rozbawiła mnie jego cierpiętnicza postawa. Ukryta za wieszakiem z gorsetami zaśmiałam się głośno. I to był mój cholerny błąd. Kolejny. Pierwszym było to, że w ogóle zwróciłam na niego uwagę w tamtym pieprzonym kiosku. Jestem kompletną idiotką. Jestem na siebie wściekła i czuję się jak dziwka. Wykorzystana. I nie rozumiem, czemu nie mogę skierować swojej złości na tego frajera. Czemu za to wszystko obwiniam siebie? Jakby to był pierwszy przypadek, kiedy facet mnie oszukał. Po spotkaniu w sklepie z bielizną postanowiliśmy sprawdzić, jak na mnie leżą nowe zakupy. I znów znalazłam się w jego pokoju na czternastym piętrze. Urządziłam mu prywatny pokaz. Cały czas rozwodził się nad niby ”niebywałą” linią mojej talii i „cudownych biodrach”. (fragment ocenzurowany dla pełnoletnich czytelników). Fragment jest widoczny dla uprawnionych czytelników - od lat 18)
{access view=super administrator}
Oczywiście, że się do mnie dobierał. Każdy facet, który widzi dziewczynę w bieliźnie, tak robi. Pozwoliłam mu robić ze mną, co chciał. Całą noc. Praktycznie bez przerwy. Bez jednego, papierosa czy drinka. Po wszystkim zasnęłam kamiennym snem.
{/access}
Obudziłam się dopiero o czwartej po południu następnego dnia. Nie było go w pokoju. Ubrałam się i sprawdziłam, czy ktoś do mnie nie dzwonił. Nie był na tyle romantyczny, by zostawić liścik, ale napisał sms’a. Bez pytania zapisała swój numer i obiecał, że zadzwoni. Miałam nadzieję, że zadzwoni.
Nie kochałam go. Nie chciałam go kochać. I chyba nie kochałam. Ale chciałam, żeby napisał, zadzwonił. Dał znak życia. By rozmawiał ze mną. Bo on potrafił ze mną rozmawiać. Pisał, a ja mu odpisywałam. Kiedy dzwonił był czuły i rozpamiętywał nasze wspólne uniesienia. Opowiadał jak było mu dobrze ze mną. O tym, że uwielbia zapach moich perfum. Takie to badziewia, ale właśnie tym wkopał mi się w serce.
Nie jestem idiotką, która goni za gwiazdami i ma każdy numer Bravo czy innegoYam. Wiec, kiedy moja znajoma pokazałam artykuł o tym, że ten frajer ma dziewczynę, miałam ochotę roznieść wszystko. Całą kamienicę. Cały świat. Ta laska z okładki była taka brzydka, gruba, szpetna, beznadziejna, a on ja całował z taką pasją. Nie rozmawiałam z nim. Nie odbieram jego telefonów. Chcę, żeby zniknął z mojego życia.
Nie powinno się nikomu życzyć śmierci.
Poza nim. On zasługuje na śmierć. Albo na kastrację.
I nie chodzi tu już tylko o mnie. Pomyśl, ile dziewczyn, takich jak ja, już skrzywdził. Ile dziewczyn cięło się jak porypane, tylko dlatego, że uwierzyły w jego czułe słówka. Ile zajebistych, mądrych, dobrze zapowiadających się lasek przedawkowało nasenne z jego powodu. Jestem ciekawa, czy ten człowiek ma sumienie.
W słuchawce zapadła cisza. Kimkolwiek była ta dziewczyna, rozłączyła się. Nie pożegnała się.
Wracając do domu, El myślała o jej historii. O historii tych wszystkich dziewczyn, o których można przeczytać w młodzieżowych czasopismach. Z kieszeni swojej torby wyciągnęła Marlboro. Chwilę przyglądała się papierosowi, zastanawiając się co zrobiłaby, gdy podobna sytuacja spotkała ją. Zapaliła papierosa.
( Warszawa, 23. 08. 2...)
Nemezis