TYTUŁ: Alicja w Krainie Czarów
REŻYSERIA: Tim Barton
SCENARIUSZ: Linda Wollerton
PRODUKCJA: USA
GATUNEK: Familijny, Fantasy, Przygodowy
OBSADA: Johnny Deep, Mia Wasikowska, Anna Hathaway
Na ten film czekałem bardziej niż na Avatara. Po cichu liczyłem nawet, że dzieło duetu Barton-Deep pobije pod względem kasowym dziecko Camerona. Dziś jednak wiem, że to niemożliwe. Po pierwsze, mimo że publika dopisuje, to jednak nie na tyle, aby „Alicja…” była w stanie zarobić ponad miliard dolarów. Po drugie i chyba najważniejsze, przeżyłem małe rozczarowanie. Mimo świetnej charakteryzacji, uroczym bliźniakom: Dyludyludi i Dyludyludam oraz obecności Johnnego Deepa czegoś temu filmowi brakuje…
17 letnia Alicja trafia do świata, który do tej pory wydawał się jedynie jej snem. Poznaje gadające zwierzęta, dziwnych ludzi, którzy widzą w niej „mesjasza” pokonującego złą Czerwoną Królewnę. Oczywiście od czasu przybycia do wyśnionej krainy do starcia ze smokiem okrutnej władczyni Alicję czeka masa przygód.
"Alicja w Krainie Czarów” jest bajką, ale dla dorosłych. Dlaczego nie dla dzieci? Przyczyna jest prosta: najmłodszym nie jest potrzebna kolejna historia zwycięstwa dobra nad złem, za to starszym przyda się trochę ożywić swoją wyobraźnię. Myślę, że na tym polega właśnie chwyt Szalonego Reżysera, aby obudzić w dorosłych wspomnienia z dzieciństwa, kiedy to z zapartym tchem i otwartą buzią czytali „Alicję…”. Uważam, że Barton chce, co widać w jego całej twórczości, zresetować wyobraźnię naszych rodziców, która w pewnym momencie ich życia zacięła się i pokryła się kurzem. Dla mnie „Alicja w Krainie Czarów” to efekty oraz kunszt Bartona i Deepa,. Jednak dla pokolenia lat 60’ to z pewnością coś więcej niż technika 3D i utalentowany Deep. Dla nich to powrót do korzeni. Mam nadzieję, że będzie on dłuższy niż 2h seansu i nada koloru szarzyźnie, która ich otoczyła, wraz z wejściem w dorosłość. Szkoda tylko, że zapomniano tutaj o dzieciach, bo dużo jest przemocy i o polocie, bo obraz nie porywa zwyczajnego widza. Mimo to, jestem gotów przełknąć ten minus, bo gdy widziałem uśmiechnięte starsze pokolenie, to stwierdziłem, że czasami jest coś ważniejszego niż akcja, efekty specjalne i moje zadowolenie.
Nbi