Moda trwa w najlepsze. Coraz większa ilość nowych użytkowników serwisu świadczy o tym, że nie szybko pozbędziemy się wiadomego adresu z listy najczęściej odwiedzanych. A może jednak?
Amerykańscy studenci z Harvardu stworzyli fantastyczny (jeszcze swego czasu) projekt i doskonale wstrzelili się w zapotrzebowanie anglojęzycznych użytkowników z całego świata. Dla mnie idea Facebooka jest jasna i przejrzysta. Po pierwsze jest to portal społecznościowy, więc w zamyśle miał tworzyć kręgi, ułatwiać komunikację, jednoczyć, bla bla bla. Ponadto drugiego serwisu na taką skalę jeszcze nie było, co dało wielkie pole do popisu.
I wszystko byłoby piękne, gdyby nie zaczęło wymykać się spod kontroli.
Jeszcze niecałe dwa lata temu człowiek loguje się na Facebooka, a tam cicho-sza. Menu angielskie, tablica pusta, któryś z trzydziestu pięciu znajomych przesyła wiadomość. Wtedy, mimo, że niewiele się działo, tworzyła się swego rodzaju p r z y j e m n a atmosfera.
Rewolucja nastąpiła, gdy serwis dostosował się do potrzeb polskich użytkowników. Głupota wyszła na salony. Licznik osób w gronie znajomych wzrósł dziesięciokrotnie, co pozwoliło zgromadzić ciekawe informacje na ich temat. Wśród moich fantastycznych fejsbukowych ziomków, co bardzo mnie wtenczas śmieszyło, znaleźli się "wielbiciele Lubelskiej cytrynówki", "fani białych kozaczków", czy ci, którzy zwyczajnie "najbardziej lubią robić nic"*. Nastąpiła fala lubienia wszystkiego. Dosłownie. "Gardzę plebsem", "Nie lubię gdy spóźnia się mój szofer", "Lubię, kiedy odpisujesz mi na esemesy", "Lubię piwo". Naprawdę nie mam nic przeciwko temu, ale są rzeczy, które czasem warto zachować dla siebie. Bo tak jak informacja o zamiłowaniu do piwa śmieszy, to, moim skromnym zdaniem, "używam tamponów" wychodzi już poza granice normy.
Gdyby tego było mało, twórcy portalu stworzyli możliwość dodawania postów informujących o tym, co się aktualnie robi i myśli. I tym razem użytkownicy wzięli to sobie zbyt dosłownie. Pewnego dnia przeglądam tablicę. Kasia pisze: "Pie*dolę naukę, idę się na*ebać". 15 osób lubi to (w tym, o ironio, nauczycielka z podstawówki). Zastanawiam się czy polubić dla zasady, czy pozostawić bez komentarza. Przewijam dalej - Weronika: "Właśnie zjadłam sobie obiadek, za chwilkę idę wyprowadzić pieska, a potem wieczór z moim misiem." Po przeczytaniu tego treściwego posta doszłam do wniosku, że komputer nie był dobrym wynalazkiem. Bardziej zaczęłam się śmiać, gdy przeczytałam dobitny komentarz jednego z jej znajomych: "A ja właśnie idę zrobić kupkę, bo mnie ciśnie". Ty i 7 innych osób lubicie to. Odnoszę wrażenie, że właśnie zostaliśmy wciągnięci w manię zwracania na siebie uwagi...
Najgorsze miało jednak nastąpić wkrótce. Tak, jak do wszystkiego można się przyzwyczaić, to ankiety (wprowadzone stosunkowo niedawno) są najbardziej irytującą aplikacją na całym portalu. Idea może i była dobra, niestety pytania zwykle nie dotyczą niczego konkretnego. Ale, co tam, i tak wszyscy na nie odpowiadają. Cóż, czego możemy się spodziewać w Polsce. To może wysublimowany przykład: "Na jaką literę zaczyna się nazwa miejscowości, w której mieszkasz?" No, właśnie, wiesz, czy nie wiesz? Od tej odpowiedzi zależy twoje życie, człowiecze! Pomijam już takie wisienki na torcie jak 'lubisz oddychać?' czy 'masz chorobę lokomocyjną?'. Moi drodzy, zaczynam wątpić w inteligencję.
A może się mylę? Może to wszystko jest tak bardzo treściwe i potrzebne. Może przesadzam mówiąc, że Facebook sięgnął dna?
Twórcy wykreowali drugą rzeczywistość, wciągnęli nas do niej, a teraz zarabiają na nas niemałe pieniądze. A my jak te małpki udostępniamy swoje dane i pokazujemy jacy naprawdę jesteśmy g ł u p i.
Jestem Cytrynka, mam 18 lat, już raz zdezaktywowałam konto. Niestety brak możliwości kontaktu z zagranicznymi znajomymi był silniejszy. Ponownie wpadłam w wir fejsbukowej manii.
Zresztą, nie wiem, jak mogłam wtedy żyć? Przecież, jeśli nie masz Facebooka - NIE ISTNIEJESZ.
Niedługo wszyscy przestaniemy istnieć. 5 listopada, czyli za dwa tygodnie grupa haktywistów - Anonymous - planuje zniszczyć tę największą sieć społeczną. Liczę na to, że im się uda. Bynajmniej nie będzie mi żal.