Kasia Nosowska to jedna z najlepszych polskich wokalistek popowo rockowych i rokowo alternatywnych. Na scenie została zauważona z początkiem lat 90. Na przysłowiowych salonach bywa dość rzadko, nie jest również „twarzą” popularnych magazynów, czy portali plotkarskich. Na czym więc polega fenomen jej osoby?
Odpowiedź jest prosta. Kasia Nosowska to naturalna, pełna ekspresji, ceniąca prywatność wokalistka, która przez swoją działalność artystyczną zyskuje coraz to nowych odbiorców nie tracąc przy tym swych wieloletnich fanów. Każda z jej płyt zaskakuje, różni się od pozostałych, a jednak razem tworzą pewną kompozycyjną całość, którą można nazwać- NOSOWSKA.
Kilka Tygodni temu na rynku muzycznym ukazał się nowy album artystki. Szósta solowa płyta nosi tytuł „8”, co zdawałoby się pewną zmyłką, jednakże jak stwierdziła Nosowska liczba 6 absolutnie do niej pasuje.
Tak jak przy wcześniejszych produkcjach (Puk puk, Sushi, UniSexBlues, czy N/0), to twórcy i tym razem trafili w sedno z zakresu alternatywnych brzmień, mimo że „8” to chyba najtrudniejszy album, z jakim stawiano dotychczas odbiorcę.
Już pierwsze utwory, a zwłaszcza „Rozszczep” i „Nomada” ukazują nam mroczną stronę płyty. Minimalizm zauważalny jest praktycznie w każdej minucie (można wysunąć stwierdzenie, że jest on bardzo popularny po niedawnej wizycie Stevea Reicha czy Johna Greenwooda w Polsce). Ciekawe zestawienie instrumentów w poszczególnych utworach, poprzez ponure, może nawet nerwowe sekwencje syntetyków („Nomada”), fortepianu („Polska”) po delikatną gitarę akustyczną i instrumenty dęte („Pa”), nadaje całości szczególną nastrojowość.
Największą zaletą płyty okazały się jak dla mnie teksty. Zaskakujące, dziwne, ciężkie, trudne, ciężko zrozumiałe, mało spójne. Pasujące klimatem do muzyki.
Gdy pierwszy raz przesłuchałam „8” stwierdziłam, że nie podoba mi się ta płyta. To zabawne, ale do płyty N/O też nie mogłam się długo przekonać- może to przez ambiwalentny stosunek do Agnieszki Osieckiej. W wypadku „8” miałam wrażenie, że Nosowska „idzie w ślady” Agnieszki Chylińskiej, z którą z resztą współpracowała przed kilku laty. Z kolei pisząc tę recenzję spotkałam się (na forach internetowych) z określeniem Nosowskiej, jako „Czarnej Damy” polskiej muzyki- tytuł ten już od dawna należy się oczywiście Ewie Demarczyk.
Dziś słucham szóstki- Ósemki z przyjemnością. Może nie tak wielką jak inne płyty Nosowskiej.
Po prostu buntowniczy wydźwięk krążka nadaje się wprost idealnie na ponurą jesienną noc.