Wiersz pierwszej klasy...
Wychodzę z domu i idę do lasu,
a ona już patrzy ze swego tarasu.
Patrzy z okien na dole, patrzy przez judasza,
czasem z garażu, rzadziej z poddasza.
Myśli, że ja tego nie widzę,
lecz jestem kurczę dalekowidzem.
Widzę codziennie jak na mnie spogląda,
jakiejś sensacji widocznie pożąda.
Wie w jakim stanie i o której wracam,
wie w jakich kręgach się obracam.
wie także z kim aktualnie chodzę,
chyba się od niej bardziej odgrodzę!
Wieczór: „pora na telewizor”,
a ona wyciąga swój noktowizor.
Zamontowała chyba czujniki ruchu,
używa także super podsłuchu.
Ma także dobry aparat cyfrowy,
oraz walizkę na zamek szyfrowy.
Wszystko zapisuje w swoim notesie,
z dokładnymi datami na marginesie.
Zdjęcia w wielkich kartonach trzyma,
i nadal patrzy swoimi oczyma.
SMSy śle do ludzi jej znanych,
o rzeczach przeze mnie dokonywanych.
Dyżuruje w oknie 24 godziny na dobę,
nie śpi biedna, złapie jeszcze jakąś chorobę!
Niby jej nie ma, niby jest nieszkodliwa,
lecz strasznie ciekawska i dociekliwa.
Trzeba jej przyznać: nie znosi kłamstwa,
i na tym koniec wierszopisarstwa.