Nasza znajomość rozpoczęła się kilkanaście lat temu. Dziś nadal nie mogę powiedzieć, że znam Cię na wylot.
Na początku było całkiem zabawnie. Tak błogo i łatwo.
Wtedy nasza przyjaźń opierała się wyłącznie na zabawie, pamiętasz?
Jednak z każdym dniem poznawałam Cię coraz lepiej.
Niedługo potem zaczęłaś stawiać przede mną coraz trudniejsze zadania.
Nic nie mówiłam, dzielnie sobie radziłam z wszelkimi trudnościami.
Nie interesowało mnie nawet, że inni cię nie akceptują. Ciągle im powtarzałam, że masz specyficzny styl bycia. Broniłam Twoich racji, nawet, gdy mieli skrajnie odmienne zdanie. Nie rozumieli.
Teraz wiem, że mieli racjonalne powody. Być może od nich też zbyt wiele wymagałaś?
Naprawdę miałam Cię za przyjaciółkę.
Mówiłaś, że mogę na ciebie l i c z y ć. Nigdy w to nie wątpiłam.
Myślałam, że nasza przyjaźń ma bezwzględną wartość.
Niestety, ten ciąg zdarzeń ma swoją granicę.
Teraz ciągle zarzucasz mi błędy, każesz wszystko udowadniać, szukać rozwiązań.
Jak gdyby nigdy nic, odwracasz się do mnie parabolą i rzucasz obraźliwymi cosinusami.
Przykro mi.
Matematyko, nie chcę dłużej rozwiązywać Twoich problemów.
Mam własne.