Internetowa wersja artykułu zamieszczonego w drugim numerze gazetki, wzbogacona o grafikę. Zapraszamy do lektury
Internet w Polsce to prawdziwy fenomen – tani, dostępny prawie dla wszystkich i coraz szybszy. Mogłoby się zdawać, że jesteśmy tylko małą cząstką w tym bezprzewodowym wynalazku, a jednak są w nim obszary, w których możemy pochwalić się sporymi osiągnięciami i to na skalę światową. Te obszary to chamstwo, wulgarność i prostactwo.
Pod sztandarami wolności słowa obrzucanie błotem nabiera nowego smutnego znaczenia. Dzieje się to bardzo często za zgodą administratorów forów, którzy w obawie przed posądzeniem o ograniczenie mitycznej wolności wypowiedzi, niechętnie podchodzą do kontrolowania wypowiedzi swoich czytelników.
Przyzwolenie na takie formy ekspresji sprawia, że większość z nas przyzwyczaiła się już do obecności tzw. opluwaczy na forach, do ich intelektualnego kalectwa i prymitywnych poglądów, podświadomie to ignorując. I paradoksalnie można dojść do wniosku, że pomimo niewielkiej liczby takich osobników, ich ponadprzeciętna aktywność sprawia wrażenie dominacji właśnie takich chorych poglądów i ocen.
Czują się oni całkowicie bezkarni; ukrywanie się za nickiem daje im anonimowość, i chociaż teoretycznie każdego można w sieci namierzyć, to jednak praktyka weryfikuje tę teorię. Proces identyfikacji jest procedurą żmudą i dla przeciętnego człowieka prawie niewykonalną, co skutecznie odstrasza od takich działań. A ludzie, którzy próbują temu przeciwdziałać (Jacek Żakowski, ks. Nęcek) są demaskowani jako cenzorzy. Przecież najważniejsza jest wolność słowa!
Ktoś kiedyś powiedział, że Internet jest jak Warszawa. Są dzielnice lepsze (Żoliborz, Mokotów, Wilanów) i gorsze (Praga), a w te gorsze, dla własnego bezpieczeństwa, lepiej się nie zapuszczać. Nie wiem, co na to porównanie władze miejskie, ale ja jestem pewna, że w sieci „bije” się łatwiej, bezkarniej i bezsensowniej.
Internet jest również jak biblioteka – można tu znaleźć kiepskie pozycje, dobrą literaturę i perełki. Tak samo jest z ludźmi: są wulgarni, chamscy frustraci, ale też mądre, oczytane osoby. Tylko, że ci krzykliwi podobnie jak w życiu realnym, są bardziej widoczni.
Dla niektórych Internet to lustrzane odbicie naszej rzeczywistości. Często jednak jest to raczej tej rzeczywistości obraza.
Internauta-gawędziarz-forumowicz (ang. Inter(net) oraz łac. nauta - żeglarz) często spotykam się również z określeniami: „heavy user” i „dzieci neo”. Dziś, pisząc na czacie, przeglądając komentarze pod różnymi wypowiedziami, czy filmikami na YT najbardziej adekwatnym wydaje mi się określenie internauty mianem SZAMBONURKA- siły nieczystej. Sytuacja wygląda na patową. Co możemy zrobić? Nie dajmy się przede wszystkim wciągać w rynsztokowe rozmowy, bo już od wieków wiadomo, że w dyskusji cham i prostak sprowadza wszystkich do swojego poziomu i jest głuchy na wszelkie racjonalne argumenty.