Przestrzeń pomiędzy sacrum a profanum to w tym roku główny temat wrześniowych festiwali. Można było dostrzec to w szczególności na Międzynarodowym Festiwalu Wratislavia Contans we Wrocławiu, ale także na krakowskim Sacrum Profanum, czy nadal trwającym gdyńskim Festiwalu Muzyki Sakralnej. Każdy z nich przypomina nam o nieuchronności ludzkiego losu i zbliżającej się śmierci. Ja zadałam sobie pytanie czy muzyka też jest ulotna, czy jednak na swój sposób tajemniczo trwała… Wynik mojej analizy był zaskakujący…
Motyw przemijania pojawia się już w Starym Testamencie następnie rozwijany przez twórców baroku trwa już w nie tak pierwotnej wersji do dziś. W muzyce był on widoczny praktycznie w każdej epoce (może z wyjątkiem romantyzmu); od czasu chorałów gregoriańskich, dramatów liturgicznych i okresu burgundzkiego, wykwintnych dzieł wokalnych, oratoriów i kantat, poprzez różne odmiany requiem i i innych mszy żałobnych. Dziś Vanitas nie stracił na aktualności, lecz nieco zmienił swą formę i jest traktowany, jako proces oswajania odbiorcy z tym, co nieuniknione.
Włączyłam więc kolejno III Symfonię op. 36 ”Symfonię Pieśni Żałosnych” H.M. Góreckiego, a następnie „Pieśni Przemijania” K. Pendereckiego. Muzyka krążyła w swojej prostocie, a właściwie w swym minimalizmie i izolowała mnie od rzeczywistości. Słuchając jej ma się wrażenie, że właśnie tak powinna brzmieć, że jest pięknym ciągiem budującym atmosferę, odkrywającym swą dramaturgię a jednocześnie arystokratyczny spokój. Nagle czar prysł, muzyka się skończyła, a ja dźwięk po dźwięku próbowałam odtworzyć go w swojej głowie. Nie potrafiłam. Zamarłam z wrażenia, zastanawiając się, czego słucham i czemu to przenika moją duszę, wnika do środka i równocześnie poddaje wątpliwości każdą z moich emocji.
Muzyka instrumentalna jest lotna, nieuchwytna. Budzi się do życia by umrzeć w chwili narodzin. Porozumiewa się własnym językiem, często niezrozumiałym dla słuchacza różnie odbieranym i fascynującym, przekazuje skrajne emocje. Trwa, a kończąc się ginie bezpowrotnie, skłaniając do przeanalizowania własnych doznań. Próbuje nas zaskoczyć- jest nieprzewidywalna, powiedziałabym nawet, że nie jest skomponowana- to my ją komponujemy w chwili, gdy nieistniejące już dźwięki tkwią w naszych umysłach.
W przypadku muzyki połączonej z tekstem to słowo kieruje nam jej odbiór, pozwala zrozumieć treść, intencje kompozytora, motywy jej powstania - co znacznie ułatwia wizyjność utworu. Jednakże i w tym przypadku zasady, którymi kieruje nasze zniewolone umysły, nie są do końca oczywiste. Można wysunąć wniosek, że muzyka nieuchronnie przemija zarówno w czasie jak i naszym umyśle. Nie możemy jej zatrzymać, więc chociażby z tego powodu daje nam do zrozumienia swą nietrwałość.
Tak jak w Księdze Koheleta, tak i w muzyce, świecie współczesnej niewrażliwości na piękno, wszystko ma swój Kai Kairos (swój czas). Bo Jest czas rodzenia i czas umierania, czas płaczu i czas śmiechu, czas miłowania i czas nienawiści, czas milczenia i czas mówienia, a to, co jest, już było, a to, co ma być kiedyś, już jest.