Pewnego wietrznego dnia w szkole… a nie, wybaczcie, jaki On tam był taki był, ale co to kogo obchodzi… był sobie fajny chłopak, uśmiechnięty, wesoły, miły, jeden z najlepszych uczniów w całej szkole i była dziewczyna, niegrzeczna, nietypowa, wulgarna, nieokiełznana, najgorsza uczennica w szkole… ale zacznijmy od początku. Nazywali ją w szkole Nazz, dziewczyna z wyglądu przypominająca wokalistkę satanistycznych zespołów metalowych lub zagrożenie na jezdni, o kruczoczarnych włosach, zazwyczaj spiętych w kitka, mocnym wyzywającym makijażu, czarnym t-shircie, bojówkach i glanach. Dziewczyna miała swój własny świat, ze słuchawkami w uszach można ją było zobaczyć, gdy siedziała sama, miała grupkę swoich znajomych, z którymi spotykała się z reguły w tym samym miejscu. Jednak kiedyś taka nie była, Nazz w pewnym momencie stała się samotną małą dziewczynką pod skorupą twardej zdzi^y, Jej najlepsza przyjaciółka - Maxi opuściła ją, wyprowadzając się na tyle daleko, że nie miała możliwości widzenia się z Nią. Nazz była kiedyś miła, uczynna i uśmiechnięta, lubiła chodzić do szkoły, bo tam zawsze spotykała się z Maxi, z którą rozumiały się bez słów, jednak wszystko co dobre szybko się kończy, w tym samym czasie została zraniona przez miłość życia, więc stwierdziła, że ma już to wszystko gdzieś. Zaczęła się ubierać, czesać, malować i nosić tak, aby odstraszyć potencjalnych ludzi, którzy mogliby ją znowu zranić, robiła to ze strachu...

Natomiast chłopak – mało znany, praktycznie niezauważalny kujonek, o niewyróżniającej się od przeciętnych urodzie i słabej aparycji, nawet imienia nikt nie pamięta – Matthew – (Mefiu).

Nazz nigdy nie zwróciłaby na Niego uwagi, gdyby nie fakt, że zaczęła mieć straszne problemy, nauczyciele nie akceptowali jej wyglądu, muzyki, której słucha, słownictwa i ogólnie całokształtu, była jednym z wrogów publicznych całej szkoły. Ale musiała napisać pracę maturalną z przedmiotu, którego całkowicie nienawidziła, miała nadzieję, że da sobie sama radę, ale jednak musiała poprosić Go o pomoc, by zdać. On, młodszy od Niej, humanista albo i nie, właściwie nie interesowało to Jej za bardzo, ważne, że był dobry z polskiego tak samo jak z całej reszty przedmiotów. Podeszłą do Niego, uśmiechając się od niechcenia, zaczęła niepewną rozmowę:

-Sjema, sorka, że przeszkadzam, ale może miałbyś 2 minuty zapasu, żeby mi poświęcić?

-Ooo…! Cześć Nazz, pewnie, że mam, bardzo chętnie z Tobą porozmawiam - Nazz, słysząc swoje imię przeciągane gardłowo, z zachwytem przez zęby miała odruch wymiotny, całkowicie niewymuszony, ale stała twardo.

-co się stało? – zapytał Mefiu

-a wiesz, chciałam Cię bardzo prosić o pomoc, wiem, że zwracam się pewnie w dość nietypowej sprawie, ale mam duże problemy z napisaniem prezentacji z polskiego, a słyszałam że jesteś dobry…

-…a to o to chodzi, ok. pomogę Ci – z rozczarowaniem w głosie

-…

Dwa dni później:

Nazz zaprosiła Mefiu do siebie do domu, żeby pomógł Jej, wiedziała, że średnio jest Jej na rękę jechanie do Niego, więc ogarnęła pokój, włączyła muzykę i czekała, w pewnej chwili złapała się na tym, że się denerwuje. Zaczęła powtarzać sobie w myślach – luz… daj luz… daj na luz… -PRZYJECHAŁ!- przywieziony przez kolegę swojej siostry, chłopak grzecznie podszedł do drzwi i zapukał, otworzyła Jej mama

-słucham..

-Dzień Dobry. Czy zastałem Nazz?

-tak, tak, jest na dole – proszę

Mefiu wszedł kulturalnie, po zaskakującym powitaniu… poszedł do Niej, ona siedząc nad książkami starała się udawać, że wcale na Niego nie czekała, a On starał się udawać, że widzi, jak dużo zrobiła przez ostatnie 30 sekund, w ciągu których zdążyła dopiero usiąść na tamtym miejscu.

-Witaj, mam coś dla Ciebie, co chyba lubisz – Nazz ze zdziwieniem wypisanym na twarzy spojrzała na Mefiu. Trzymał On w dłoniach zaledwie bardzo krótką, obciętą praktycznie na dł. 10cm żółtą różę. Nazz zastanawiał tylko fakt, skąd On wie, że lubi żółte róże…

Kolejne dwa dni później:

Mefiu pomógł w przygotowaniu prezentacji w ciągu jednego popołudnia, następnego dnia zrobiła sobie wagary, teraz miała go zobaczyć i jak się zachować. Gonitwa myśli rozgrywała się w Jej głowie, zachowywać się jakby nigdy w życiu nie rozmawiali ze sobą czy jakby się dobrze znali… w końcu przez tych kilka godzin można całkiem sporo się o człowieku dowiedzieć. W końcu idąc po schodach, zagubiona w swoim własnym świecie usłyszała delikatnie brzmiący, jednocześnie bardzo seksowny głos:

-Hej Nazz, nie miałabyś ochoty po szkole iść ze mną zapalić?

(Nazz stanęła jak wryta, wyrwana z kontekstu myśli nie mogła się skupić na pytaniu, robiąc odruchowy grymas twarzy mówiący ‘yyy…?’, Mefiu się zmieszał, przeprosił Ją myśląc, że zrobił coś źle…)

-Nie, nie, nie… powtórz proszę co mówiłeś, bo naprawdę nie słyszałam, byłam wtedy tak jakby w innym wymiarze.

-…a, rozumiem. Może masz ochotę się ze mną przejść po szkole?

-a owszem, mam – bez zastanowienia powiedziała to, co naprawdę myślała, stwierdziła, że ma to w dupie co niby ludzie powiedzą…

(na Jego twarzy pojawił się uśmiech, niby to 13-ego piątek… 13-ego lutego… TRZYNASTY!!)

…tak tak, dotarło już do mnie, po obejrzeniu setnego stoiska w sklepie oblepionego czerwonymi serduszkami i pierdołkami w stylu ‘Aj low ju’, miała już dosyć- powiedziała do Mefiu tylko – idźmy tam gdzie nie ma tej komercji…

Około godziny 2p.m.:

Mefiu zabrał Nazz do bardzo miłego, przyjemnego miejsca, w którym nigdy nie była, ucząc się tam trzeci rok, w plecaku miał dwa piwka i były to Warki czerwone i paczkę czerwonych LMów… wiedział, że Ona je uwielbia. W głębi chłopak powtarzał sobie tylko, żeby nie wpaść do końca w miłość bez perspektyw. Ale nie potrafił na Nią nie patrzeć tak jak tego pragnął, chciał ją chociaż raz przytulić. Stwierdził, że musi zaryzykować.. zapytał się wprost, czy może mnie przytulić, zapytałam dlaczego – odpowiedział:

-bo Cię kocham i marzę o tym, od kiedy Cię zobaczyłem.

(Nazz stanęła jak wryta, kompletnie nie wiedziała, co zrobić, odruchowo i bardzo pewnie odpowiedziała – ja Ciebie też…)

Na twarzy Mefiu pojawił się delikatny i niepewny uśmiech, jakby się spodziewał, że powiem za chwilę ‘Prima Aprilis’ – nie powiedziała… zrozumiała, że go kocha, gdy zaczęła z Nim rozmawiać, że to, że właśnie Jego wybrała na tę osobę, którą poprosiła o pomoc, nie była przypadkowa.

Następnego dnia:

Nazz przyszła do szkoły ubrana w pełni kobieco, czekając na swojego chłopaka, ale Go nie było… pierwsza lekcja, druga, trzecia… w końcu Nazz stwierdziła, że skoro obiecał, że przyjedzie do szkoły, to powinien tu być… nie było – Naz znowu była smutna, miała wrażenie, że kiedy w końcu była skora mu zaufać, to On ją wystawił do wiatru.

Idąc na papierosa na przerwie, nie patrząc na nic przechodziła przez jezdnię, On popędzał swojego ojca, żeby zawiózł Go szybciej do szkoły, bo święto zakochanych jest. Tata, niestety, nie zdążył wyhamować…

Mefiu obwiniał się do końca swego życia za śmierć ukochanej, obiecując, że zatańczy wraz z przyjaciółmi pogo na Jej pogrzebie, dotrzymał obietnicy, następnego dnia biły dzwony na kolejny pogrzeb…


Nie masz konta? Zarejestruj się

Zaloguj się na swoje konto