Tytuł brzmi jak z horroru, prawda? A może trochę przesadziłem? Zresztą - sami oceńcie tę sytuację...
Często wybieram się ze znajomym na deskorolkę na pobliską ścieżkę rowerową. Owa niedawno wybudowana ścieżka ciągnie się z Gnieżdżewa aż do samej Krokowej wzdłuż starej linii kolejowej. Pewnego dnia podczas zwykłej przejażdżki naszym oczom ukazały się dziwne, drewniane skrzynie ustawione w rzędzie. Naliczyłem ich ze trzydzieści. Szybko okazało się, że tuż obok ścieżki rowerowej ktoś tworzy pasiekę, a żółte sześciany okazały się być ulami. Niby nic niezwykłego, ale...
Kilka dni później, na asfaltowej nawierzchni przy ulach zauważyć można było zwłoki pszczół. Pszczoły nie zdychają masowo same od siebie - coś było nie tak. Długo nad tym myślałem, aż w końcu doszły mnie słuchy o poważnym pożądleniu matki i dziecka. Po ataku miododajnych matka znalazła się w szpitalu. Dziecko na szczęście wyszło z tego prawie bez szwanku. Owady, pozostawiając swoje żądła w skórze ludzi, po prostu popełniały swego rodzaju samobójstwo. W gnieżdżewskiej remizie odbyło się zebranie o charakterze nadzwyczajnym dotyczące sprawy agresywnej pasieki w pobliżu miejsca publicznego, jaką jest ścieżka rowerowa. W tym samym czasie właściciel pasieki porozstawiał znaki informujące o groźbie użądlenia. Niestety, okazało się, że władze nie mogą nic z tym fantem zrobić, ponieważ ścieżka nie jest jeszcze oficjalnie oddana do użytku.
Dzień później pojechałem na miejsce zdarzenia, aby przekonać się, czy pobliskie pszczoły są rzeczywiście tak groźne. Jestem cały i zdrowy, a nie użądliła mnie ani jedna pszczoła. Może po prostu miałem szczęście?
Ścieżka rowerowa, która wzbudziła taką sensację, otoczona jest polami rzepaku. Stąd pewnie pomysł, żeby usytuować tam ule. Właściciel czuje się bezkarny, a władze nie mogą nic z tym zrobić, dopóki ścieżka nie zostanie formalnie udostępniona jako miejsce publiczne. Rowerzyści - strzeżcie się agresywnych pszczół! :)