Uwaga

Lack of access rights - File 'http:/img.interia.pl/rozrywka/nimg/r/2/Kadr_filmu_Roza_Noz_5299885.jpg'

Lack of access rights - File 'http:/img.interia.pl/rozrywka/nimg/8/q/roz5297738.jpg'

Lack of access rights - File 'http:/i.pinger.pl/pgr310/9a69cfd700193bbd4d5faa37/6329.jpg'

Lack of access rights - File 'http:/www.pisf.pl/files/galeria/Essential_Killing/essential_killing3_fot_ivo_ledwozyw_640.jpg'

×

Uwaga

Lack of access rights - File 'http:/img.interia.pl/rozrywka/nimg/r/2/Kadr_filmu_Roza_Noz_5299885.jpg'

Lack of access rights - File 'http:/img.interia.pl/rozrywka/nimg/8/q/roz5297738.jpg'

Lack of access rights - File 'http:/i.pinger.pl/pgr310/9a69cfd700193bbd4d5faa37/6329.jpg'

Lack of access rights - File 'http:/www.pisf.pl/files/galeria/Essential_Killing/essential_killing3_fot_ivo_ledwozyw_640.jpg'

http://m.onet.pl/36.
http://m.onet.pl/mce_style
Czym jest i dlaczego od lat nie cieszy się dobrą reputacją? Na początek trochę historii. Pierwszy FPFF, podczas którego główną nagrodę zdobył Jerzy Hoffman za film Potop, odbył się we wrześniu 1974 roku w Gdańsku, gdzie organizowany był aż do 1986 roku. Obok Hoffmana wielokrotnie pojawia się nazwisko Krzysztofa Kieślowskiego, Kazimierza Kutza, Andrzeja Wajdy rzadziej Agnieszki Holland, czy Jerzego Stuhra. Na chwilę obecną festiwal odbywa się corocznie w Gdyńskim Teatrze Muzycznym. Najważniejszym punktem festiwalu jest tzw. Konkurs Główny, którego laureaci walczą o najbardziej prestiżową nagrodę, czyli Złotego Lwa, jak również o Nagrody Indywidualne dla Twórców Filmowych.

Wydaje mi się, że Polacy mają niezwykłą skłonność krytykowania i pogardzania tym, co nasze, czerpiąc jednocześnie coraz to nowsze obyczaje i trendy z „zachodu”. Przypomnę, więc, że w Hollywood kręcą corocznie setki filmów, z których tylko garstka ujrzy światło dzienne. Owszem, w pewnym sensie jakość festiwalu jest wprost proporcjonalna do jakości kinematografii- ale nie możemy oceniać ubiegłych festiwali tylko pod względem wyboru laureatów, a jedynie jego organizacji. Ten rok przyniósł ze sobą duże zmiany. Już nowy dyrektor artystyczny Michał Chaciński (krytyk filmowy w TVP Kultura oraz autor wielu tekstów dziennikarskich m.in. w Gazecie Wyborczej, Filmie i w Polityce), odrzucił marksistowski pogląd iż „ilość przechodzi w jakość” i zaostrzając kryteria konkursu podniósł jednocześnie prestiż całego przedsięwzięcia. Nadał temu festiwalowe rangę. Ale każda zmiana budzi wątpliwości. W związku z tym na forach internetowych bardzo szybko pojawiły się ironiczne komentarze typu „Chaciński próbuje dorównać takim festiwalom autorskim jak te w Cannes czy Berlinie” Sam dyrektor w rozmowie z Beatą Zatońską powiedział „Na pewno nie chcę, by Gdynia była kojarzona z imprezą hermetyczną, środowiskową.”. I tak też się stało.

Posądzany o nepotyzm środowiskowy gdyński festiwal walczył w tym roku o utracony przez lata wizerunek, czego przykładem może być osobiste wycofanie się Jacka Bromskiego i jego filmu „Uwikłanie” z Konkursu Głównego. Należy wspomnieć, iż sam Bromski jest prezesem Stowarzyszenia Polskich Filmowców jak również współorganizatorem FPFF zatwierdzającym jury i selekcję konkursową. Czyn szlachetny, ale czy warty poświęceń? Muszę przyznać, że film godny pójścia do kina. Festiwal niewątpliwie ucierpiał artystycznie, a przeciętnego widza pozbawiono jednej z wielu przewidzianych atrakcji. W konkursie nie mógł wziąć udziału najnowszy film Małgorzaty Szumowskiej „Elles”, ani dobrze zapowiadający się film Agnieszki Holland „W ciemności”- Ale to już nie wina organizatorów, a bardziej ogólnej polityki światowych festiwali zastrzegających sobie prawo premierowości filmu.

Szóstego czerwca ruszyła maszyna i już nikt nie mógł jej zatrzymać. Każdy film z finałowej dwunastki trzymał w napięciu. (no, może nie każdy, ale siedem z dziesiątki, które obejrzałam- tak!) Do tegorocznego konkursu spośród 94 kandydatów zakwalifikowały się (kolejność wg mojego chyba dość wygórowanego gustu): „Ki” Leszka Dawida, „Róża” Wojciecha Smarzowskiego, „Sala Samobójców” Jana Komasy, „Młyn i Krzyż” Lecha Majewskiego, „Wymyk” Grega Zglińskiego, „Lęk wysokości” Bartosza Konopki, „Essential Killing” Jerzego Skolimowskiego, „Czarny Czwartek. Janek Wiśniewski Padł” Antoniego Krauze, „Italiani” Łukasza Barczyka, „W imieniu diabła” Barbary Sass, „Kret” Rafaela Lewandowskiego i „Daas” Adriana Panka. Oglądać je można było w Trójmiejskich Multipleksach.

Na pierwszy rzut oka dobór filmów wydawał mi się bardzo interesujący. Zakwestionowałabym obecność filmów: „Młyn i Krzyż” oraz „Italiani”, które niewątpliwie są wspaniałą sztuką (o czym pisałam już we wcześniejszej recenzji) -eksperymentem na pograniczu malarstwa i innych sztuk wizualnych przekraczających pewną linię kinematografii, do której dopiero się przyzwyczajamy. Po wszystkich projekcjach trzeba jednak przyznać, że Chaciński dobrze zaryzykował, ukazując różnorodność a zarazem przyszłość Kina.

http://img.interia.pl/zhttp://img.interia.pl/Czwartkowy pokaz filmu „Róża” udowodnił, że Polacy lubią łzawą historią, w której główny bohater- Tadeusz (Marcin Dorociński) wychodzi bez szwanku ratując swą ukochaną- Różę (Agata Kulesza). Smarzowski owszem zastosował taki wątek, lecz nie jest on tak ważny jak faktyczna walka dobra ze złem, czego przedsmak mogliśmy zobaczyć już w „Domu złym”. Tu przede wszystkim mamy obraz krwawego gwałtu dokonanego na Mazurach 1945 roku przez Niemców, Rosjan i Polaków. Film ponadto wzbogaciła wspaniała ścieżka dźwiękowa sopockiego jazzmana Mikołaja Trzaski. Powszechnie wiadomo, że Smarzowski potrafi doskonale zastosować elementy muzyczne, czego dowodem jest być chociażby soundtrack Tymona Tymańskiego do filmu „Wesele”.

http://img.interia.plzhttp://img.interia.plNajwiększym zaskoczeniem tego roku według mnie był debiutancki film Leszka Dawida. W główną a zarazem tytułową „Ki” wcieliła się znana dotychczas z „Wojny polsko-ruskiej” Roma Gąsiorowska. Reżyser postawił ją przed nie lada zadaniem. Bohaterka filmu to typowa samotna matka, która zaczyna walkę o byt swój i małego Pio. Jest przy tym przepełniona tak niezwykłą autentycznością, że siedzący w fotelu widz nie może się z nią nie identyfikować. To historia o powolnym dojrzewaniu i drodze do odpowiedzialności. Mimo że prawie każdy z nas zna historię podobną do tej, którą przeżywa Ki uważam, iż tak wnikliwego portretu współczesnego rodzica nie widzieliśmy od czasu „Placu Zbawiciela” Joanny i Krzysztofa Krauze.
http://i.pinger.plsamobójców\http://i.pinger.plDrugim z filmów, w którym możemy dostrzec postać nieprzeciętnego nastolatka borykającego się z odwiecznym pytaniem „być albo nie być”, jest „Sala Samobójców” Jana Komasy. Dominik (w tej roli Jakub Gierszał) podobnie jak Ki wkracza w dorosłe życie jednak w przeciwieństwie do niej nie potrafi on uporać się z odpowiedzialnością, jaką stawia mu ukończenie szkoły i zdana matura. Jego ucieczką staje się Internet i drugie życie, jakie w nim wiedzie. Uznaje, że prawdziwej bliskości zaznał jedynie w świecie kreowanym przez twórców komputerowych, do którego wprowadziła go Sylwia (Roma Gąsiorowska). W efekcie dochodzi do wniosku, że „lepiej pięknie umrzeć, niż żyć byle jak”.  
http://www.pisf.pl/killing\http://www.pisf.pl/Przeciwieństwem filmowego Dominika i jego autodestrukcji jest Mohamed z „Essential Killing”. Skolimowski nie przedstawia tu jednak psychologicznego portretu człowieka, a skupił się bardziej na niezawinionej krzywdzie istoty pozbawionej jakiejkolwiek szansy na spełnienie, dając jednocześnie pole do dyskusji na temat więzień CIA w Polsce. Oj, pisać można by długo i dużo…
Nie sposób tu omówić wszystkich filmów, zatem jeszcze wielkie ukłony dla „Wymyku” i „Lęku Wysokości”.  
Festiwal Polskich Filmów Fabularnych można uznać za udany także dzięki genialnym rolom, tym pierwszo jak i drugoplanowym. Tutaj zdecydowanie królował Marian Dziędziel, który wystąpił aż w czterech projektach: w „Wymyku” tuż u boku krakowskiej aktorki Anny Tomaszewskiej, „W imieniu diabła”, „Róży” aż wreszcie w pierwszoplanowej roli działacza kopalnianej Solidarności, oskarżonego po latach o współpracę z SB w „Krecie”. Dobrą passą w tym roku mogła cieszyć się również Agata Kulesza tytułowa „Róża” W. Smarzowskiego, matka Dominika w „Sali Samobójców” i Miriam w „Ki”. W mojej pamięci na długo pozostanie kreacja Romy Gąsiorowskiej, o której mówią „aktorka jednej roli”- sama Roma podczas odebrania nagrody zdementowała ten komentarz słowami „Ciekawe której?” A teraz konkrety…
Rewolucją tego roku było międzynarodowe 9-osobowe jury, składające się z wybitnych twórców. Paweł Pawlikowski przewodniczył temu zacnemu gremium. Tuż obok niego zasiedli: Ari Folman, Ryszard Lenczewski, Maja Ostaszewska, Leszek Możdżer, Robert McMinn, Ludmilla Cvikova i reżyser operowy Mariusz Treliński. Czy ocena międzynarodowego jury była słuszna? Oceńcie sami 
-debiut aktorski: Katarzyna Zawadzka ("W imieniu diabła");  
-rola żeńska: Roma Gąsiorowska ("Ki");  
-rola męska: Marcin Dorociński ("Róża");  
-drugoplanowa rola żeńska: Gabriela Muskała ("Wymyk");  
-drugoplanowa rola męska: Marian Dziędziel ("Kret");  
-Wyróżnienie Jury: "Czarny czwartek. Janek Wiśniewski padł", reż. Antoni Krauze;  
-Nagroda Specjalna Jury: "Młyn I krzyż", reż. Lech Majewski;  
-scenografia: Katarzyna Sobańska i Marcel Sławiński ("Młyn i krzyż");  
-kostiumy: Dorota Roquelpo ("Sala samobójców", "Młyn i krzyż");  
-dźwięk: Lech Majewski i Zbigniew Malecki ("Młyn i krzyż"), Bartosz Putkiewicz ("Sala samobójców");  
-reżyser: Jerzy Skolimowski ("Essential Killing");  
-zdjęcia: Adam Sikora ("Essential Killing");  
-muzyka: Paweł Mykietyn ("Essential Killing");  
-montaż: Reka Lemhenyi, Maciej Pawliński ("Essential Killing");  
-scenariusz: Janusz Margański i Greg Zgliński ("Wymyk");  
-debiut lub film drugi: "Wymyk", reż. Greg Zgliński, "Lęk wysokości", reż. Bartek Konopka;
-charakteryzacja: Janusz Kaleja ("Lęk wysokości");

Platynowe Lwy za całokształt twórczy i zasługi dla polskiej kinematografii otrzymali nieobecni na gali: Roman Polański i Tadeusz Konwicki.

Srebrnego Lwa jury postanowiło wręczyć Janowi Komasie za film „Sala Samobójców”

Nagroda Złotego Klakiera została przyznana „Róży”; był to najdłużej oklaskiwany film festiwalu. Dostał on także Nagrodę Dziennikarzy.

Aż w końcu przyszedł czas na najbardziej oczekiwany moment tego wieczoru, czyli wręczenie statuetki Złotego Lwa. Co prawda nie mogliśmy narzekać na nudę. Konferansjer i zarazem reżyser gali (fantastyczny Maciej Stuhr) w żartobliwy sposób zachęcał do dłuższych wypowiedzi, nikt jednak nie wygłaszał obszernych podziękowań, a całość przebiegała wyjątkowo sprawnie.


Złoty Lew trafił w ręce Jerzego Skolimowskiego.
Jest to dosyć zaskakujący werdykt. Skolimowski wspaniały mistrz kina zebrał wszystkie możliwe nagrody. Tadeusz Sobolewski (według mnie najlepszy krytyk filmowy) uważa, że to przesada. „Essential Killing”, jako film doskonale znany, obsypany nagrodami na wszystkich festiwalach od Wenecji po Los Angeles, podobnie jak „Młyn i Krzyż” Majewskiego powinien być pokazany na pokazie specjalnym. Tym bardziej, że jest to film bardzo tradycyjny, typowo hollywoodzki, wręcz efekciarski, który niewiele mówi. Film perfekcyjnie zrealizowany, ale pusty. Była to chyba „bezpieczna diagnoza” międzynarodowego jury. I może ta międzynarodowość arbitrów nie była najszczęśliwszym pomysłem, z drugiej jednak strony, był to jakby powiew wielkiego świata, wyjście poza zaścianek i nikt nie powie, że kolega koledze wręczył nagrodę. Coś za coś.

36. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych można uznać za sukces.
Pod względem organizacyjnym, bo: świetna selekcja- 12 wspaniałych filmów i ani jednego, za który można by się było wstydzić, ciekawe nowe pomysły, klasy mistrzowskie, w których wybitni polscy reżyserzy spotykają się z publicznością, pokazy panoramiczne (obok konkursowych), dyskusje z aktorami i innymi twórcami kina.
Pod względem artystycznym, bo: doskonałe filmy, wspaniała gra aktorów, również tych nienagrodzonych (Robert Więckiewicz, Agata Kulesza, Borys Szyc). Obok prawdziwych tuzów kina swoje filmy pokazali debiutanci (było ich aż pięć).


Innowacje Michała Chacińskiego były temu festiwalowi bardzo potrzebne.

Był to Festiwal Bardzo Dobrych Filmów.

Erato


Nie masz konta? Zarejestruj się

Zaloguj się na swoje konto