Kolejny dzień na czerwcowej kartce kalendarza zostaje wykreślony  czerwonym długopisem. Tu tylko jeszcze trzeba napisać sprawdzian z matematyki, tam - kartkówkę z niemieckiego. W sumie parę dni zajęć i teoretycznie mamy wakacje. Teoretycznie.

Wraz z pierwszymi informacjami o możliwości poprawiania ocen przy biurkach nauczycieli ustawiły się niekończące się kolejki pełnych zapału uczniów. Jedni, poprawiając wszystkie możliwe sprawdziany, ratują się od oceny niedostatecznej i poprawki w sierpniu, inni błagają wręcz na kolanach o podwyższenie oceny końcowej, bo "brakuje im do paska" na świadectwie. Jeszcze inni siedzą bezczynnie w ławce i zużywają tlen.

Każdy z nich, marząc o piaszczystej plaży, czuje już wolność od szkoły, ławki i niewygodnego krzesełka. Szczęściarze pojadą na długi relaksujący wypoczynek. Większość pójdzie do pracy - czy z własnej woli, czy z przymusu rodziców, to akurat nieważne.

Sama za dwa tygodnie stanę za ladą klimatyzowanego sklepu spożywczego w tandetnej bluzce Coca-coli i przez okrągłe dwa miesiące będę obserwować ludzi i poznawać się na nich. Z każdym kolejnym wybrednym wczasowiczem będę uświadamiać sobie, jak bardzo jestem ograniczona pewnymi schematami i jak mało wiem.
Już niedługo (znam to z zeszłego roku) dziesięć razy na dzień usłyszę, że masło jest za drogie i nie takie jak w Warszawie, gospodyni stara i niemiła, a woda w morzu zbyt mokra.

A słoneczną, piaszczystą plażę ujrzę tylko wieczorem podczas fotografowania kolejnego zachodu słońca. Jednak trochę mi żal trzydziestostopniowego upału i tych wszystkich kolorowych, wakacyjnych planów.

Cytrynka


Nie masz konta? Zarejestruj się

Zaloguj się na swoje konto