AKK - symbol ważnych wartości.
Dzień dobry. Nazywam się Krzysiek i chciałbym opowiedzieć Wam pewną historię. Może trochę prywaty na początek. Zawsze preferowałem zmiękczenie mojego imienia. Nie tolerowałem zwracania się do mnie per Krzysztof. Wydawało mi się to zbyt oficjalne. Nie potrafiłem tego sobie sensownie wyjaśnić. Kiedyś pani psycholog dała mi do zrozumienia, że poprzez taką postawę nie chcę dorosnąć. Miała rację. Mimo osiemnastu lat i dowodu osobistego w kieszeni nie chciałem tego. Wiedziałem jednak, że przyjdzie taki okres w życiu, kiedy będę musiał to zrobić…
W liceum, do którego chodziłem, przewijało się wielu ludzi. W końcu to najlepsza placówka w okolicy. Z jednymi łatwo nawiązywałem kontakt, z innymi trudniej. To normalne. Ale jak to zwykle w szkołach bywa, wspólny język znalazłem z uczniami mojej klasy.
Pamiętam doskonale, klasa humanistyczna. Z góry wiadomo, że wzbogacę swą listę znajomych o większą ilość koleżanek niż kolegów, bo zawsze tak jest w klasach humanistycznych. Nie inaczej było i w tym przypadku.


Od początku istnienia klasy 1c zaintrygowała mnie postać Asi. Była szczupłą, schludnie ubraną dziewczyną o nienagannej urodzie. Cechą charakterystyczną Aśki  były niespotykanie kręcone włosy. Loki miała niesamowite. Figura i aparycja również na miejscu. Świetnie można było z Nią pogadać na różne tematy. Ale nie do końca o tym tu chciałem pisać. Asia znakomicie nawiązywała nowe znajomości. Nic więc dziwnego, że wokół Niej zawsze kręciły się coraz to inne koleżanki. Trafiła do popularnego „Humana” przez historię, z którą wiązała przyszłe studia. Lecz nie trafiła tutaj sama. Była z Nią Kaśka - przyjaciółka od niepamiętnych czasów. Znają się od zawsze i od zawsze stanowiły jeden team. Wiedziały o sobie wszystko, a nawet więcej. Kasia była również dziewczyną o niezwykle kobiecych walorach. Fajnie się ubierała, zawsze ładnie wyglądała. Potrafiła siedzieć godzinami w domu i malować paznokcie. Malować to mało powiedziane, ona tworzyła sztukę na swoich małych 10 płócienkach u rąk. Niesamowite.
Kochała taniec. Od dawna tańczyła w zespole tanecznym. Robiła to równie doskonale jak paznokcie. Znała swoje ciało jak mało kto. Potrafiła kontrolować i zsynchronizować w odpowiednim momencie każdy mięsień. Do końca nie wiązała przyszłości z tańcem, choć robiła to profesjonalnie. Wiedziała jednak jak ciężko przebić się w tej dziedzinie i że „na chleb jej to nie da”. Chciała zostać nauczycielką. Pragnęła uczyć niepełnosprawne dzieci w klasach 1-3, jak Jej mama. Dlatego wybrała tę klasę. Być może długotrwała przyjaźń z Aśką była powodem wyboru profilu.
Nie wiem.
W każdym razie nie zdziwił mnie widok siedzących razem przyjaciółek powtarzający się co każdą godzinę lekcyjną. Siedziały zawsze w tym samym miejscu. Zawsze razem.
Dzięki szeroko pojętej integracji klasowej do tej nierozłącznej pary dołączyła Karolina. Wydawałoby się, po co? Przecież dziewczyny świetnie się uzupełniają we dwójkę. Czy to nie za późno na zabawy w zawieranie przyjaźni? Koleżanka, spoko, nie ma problemu, ale od razu przyjaciółka?
Na dłuższą metę wiem -miało to jak najbardziej rację bytu.
Karolina była od kiedy sięgam pamięcią stale adorowana przez chłopaków. Wielką wagę przywiązywała do dwóch rzeczy - wyglądu i nauki. Uważam, że z większym naciskiem na to drugie, bo bądź co bądź urodę miała wrodzoną. Uczyła się niezmiernie dużo i długo. Trudno się dziwić, do naszego liceum przyszła z najwyższą możliwą średnią ocen. Mieszkała na wsi, a stamtąd z reguły przychodzą ambitne i dobrze uczące się dzieci. Co przerwę dzierżąc zeszyt w dłoni i nerwowo obgryzając paznokcie czekała na lekcje. W jej oczach wymalowany był strach. Nie wiem, czego się obawiała. Przecież zawsze była celująco przygotowana do zajęć. Dopiero po długim czasie dwie nowo poznane przyjaciółki uświadomiły Jej, co tak naprawdę traci.
Traciła wiele. Począwszy od łez spowodowanych stresem, paznokci, poprzez nerwy, aż w końcu swoją młodość. Całe dnie spędzała nad książkami nie wiedząc, że życie ucieka Jej między palcami. Po prostu kiedyś ubzdurała sobie, że nauka i wkuwanie jakichś suchych teorii to sens ludzkiej egzystencji. Nowa nić przyjaźni uświadomiła Jej, jak bardzo się myliła.
A więc trio przyjaciółek - Asia, Kasia, Karolina (w skrócie AKK) pokonywało kolejne szczeble życia, idąc razem, trzymając się za ręce. Każda na swój sposób inna. Asia-żywiołowa, wszędzie Jej pełno, lekko roztrzepana. Kasia - uczuciowa, cicha i szczera. Karolina - z kopciuszka stała się duszą towarzystwa, obiekt pożądania 80% chłopców w szkole. Mimo pewnej różnicy charakterów, łączyło Je wiele. Z pewnością najważniejszym z tych łączników była przyjaźń. Nigdy jej się nie wyrzekały. „Na zawsze razem!”-tak zdawały się krzyczeć.
Do matury przygotowywały się razem. Wiadomo jak jest, nie każdy ma wrodzoną wiedzę jak Karolina. Obawiały się tego egzaminu strasznie. Jednak co rusz pocieszały się mówiąc: „Jakoś to będzie…”
I było.
Napisaliśmy maturę. Wszyscy, AKK również. Bezbłędnie i solidnie wcześniej przygotowani przez naszych profesorów i tak z sali wychodziliśmy ze zwieszonymi głowami. Wiedzieliśmy, że Polska humanistami stoi. Niepewny był nasz los, los naszych wcześniejszych wymarzonych studiów. „Maturę napisałem, ale czy na tyle dobrze żeby dostać się na psychologię?”-każdy zadawał sobie podobne pytanie. AKK zapomniały o całym stresie i dalej napawały się swą bezgraniczną przyjaźnią. One razem mogły góry przenosić. Widząc którąś osobno szukano wokół siebie pozostałych dwóch puzzli, by dokończyć idealną układankę. Wyznawały jakże oklepaną już zasadę: „Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”. Nie dało się zaprosić na pomaturalną kawę 1/3 AKK. Od razu trzeba było być przygotowanym na wydatek rzędu 4 filiżanek etiopskiego napoju. Czasem przesadne moim zdaniem oddanie dziewczyn wprawiało mnie w osłupienie. Liczyłem tylko tygodnie kiedy porządnie się pokłócą. Ale one dalej trwały w tym stanie.
Trwały.
Przyszły wyniki egzaminu. Wiadomo, niektóre lepsze, niektóre gorsze. Po pewnym okresie zaskoczenia i żalu, że „mogłem przecież napisać o wiele lepiej”, każdy był zadowolony z osiągniętych rezultatów. Nie inaczej było z AKK.
Tyle zapamiętałem z czasów liceum. Co się stało dalej ze słynnym AKK? Asia, a właściwie Joanna, studentka archeologii na UG wyjechała na stypendium naukowe do Peru. Ponoć tam odkryła ruiny jakiejś nieznanej dotąd cywilizacji i teraz zajmuje się badaniami na ten temat. Katarzyna jest już dyplomowaną nauczycielką. Została wychowawczynią klasy specjalnej. Pracuje gdzieś w prywatnej szkole pod Poznaniem. Podobno córka Kasi została mistrzynią Polski juniorek młodszych w tańcu towarzyskim. Karolinę widuję codziennie. Niestety tylko w telewizji. Jest dziennikarką. Pracuje jako korespondent dla jednej z komercyjnych stacji w USA. Co wieczór widzę, jak relacjonuje wydarzenia zza oceanu.
Co dziś łączy dawne AKK? Z pewnością wspomnienia o wspaniałej przyjaźni sprzed kilku już dobrych lat. Pytacie, czy tak wielka młodzieńcza więź przetrwała próbę czasu i odległość jaka dzieli poszczególne klocki układanki?
Nie wiem.
Czy czysta i prawdziwa przyjaźń w tym konsumpcyjnym i zawirowanym świecie jeszcze istnieje?
Nie wiem.
Czy kiedykolwiek zobaczę jeszcze sylwetki wspólnie śmiejącego się AKK ?
Nie wiem.

Kiedyś ktoś opowiadał o wielkiej, ogromnej wręcz miłości między dwoma źdźbłami trawy. Tyle, że jedno rosło w Sulicicach, a drugie na zachodnim brzegu Jordanu. I choć nigdy się nie spotkały i nie spotkają, to nadal pałają do siebie niewyobrażalną miłością.

Oto moje wspomnienia z lat szkolnych. Wspomnienia już Krzysztofa - zwykłego obserwatora ludzkiej przyjaźni.

Hoffix


Nie masz konta? Zarejestruj się

Zaloguj się na swoje konto