Pamiętam jak ojciec opowiadał mi, jak to było za jego czasów. Szkoła zupełnie inaczej wyglądała. Nie będę zanudzał Was tymi niekończącymi się po dziś dzień historyjkami. Sam, z uśmiechem wspominając te opowieści, ziewam. Mentalność „tamtych” roczników a nasza no i „tych, co będą” zawsze będzie ulegała metamorfozie.
W telegraficznym skrócie wspomina to tak:
„Profesor Malinowski z matematyki, co nienawidził mańkutów i lał po łapach, zmuszając do zmiany ręki. Pani woźna krzycząca, że nie wkładają szalików dokładnie w rękaw kurtki. Jeden jedyny kolega z klasy noszący prawdziwe amerykańskie dżinsy. Poszkolne prywatki, spotkania. Korytarze w jednolitym, smutnym bądź co bądź kolorze. To były czasy. Teraz macie inaczej… Młodość i najlepsze lata życia spędziłem tam. Korytarze już niestety nie pamiętają śladów moich trampek. Ze ścian Sali gimnastycznej wywietrzał już mój pozostawiany tam po każdym wuefie pot. To już nie te same ubikacje, w których niejeden zaczynał przygodę z okropnym tytoniem. Tablica nie pamięta już mojego charakteru pisma. W ogóle nie jest już taka czarna jak kiedyś…
Wszystko się zmieniło. Macie nowe liczydła-komputery, które za was robią już wszystko. Nowe, lśniące ławki, krzesła. Wy już nawet zadań domowych nie musicie przepisywać w popłochu. Wrzucasz 20 groszy, naciskasz przycisk i samo się pisze. Jaki to ma sens? Pisze za ciebie? To po co to wszystko?! No tak, inne pokolenie.
Nowi nauczyciele ze starymi dobrymi zasadami-uczyć. Nowa wiedza, bo ta „nasza” to już stare dzieje. Nowe przedmioty- WOK? Co to jest? Nas wiedzy o kulturze uczyło życie.
No i wreszcie nowa totolotkowa matura. Parę kratek do zamalowania czarnym długopisem. Egzamin dojrzałości. Kpina.
Wszystko się zmieniło, lecz jedno pozostaje niezmienne.
Schody przed wejściem.
To one witały i witają przyszłych młodych adeptów wiedzy. Te same i niezmienne od lat. Gdy przechodzę obok, z łezką w oku przypominają mi się przerwy spędzone stojąc na tych stopniach razem ze znajomymi, których nie już widziałem od lat w ciepłe majowe dni. Te żarty, śmiechy i wygłupy z profesorami, którzy właśnie kończyli pracę.
Były z nami na dobre i na złe. Te przesiedziane na pierwszych stopniach naukowe porażki. Te szalone skoki z ich najwyższego segmentu po dobrze napisanym sprawdzianie.
Jestem dumny, że teraz Ty synu możesz stąpać po tych samych schodach co ja kiedyś. Możesz czuć to, co ja czułem. Złość i znudzenie wchodząc na górę przed pierwszą lekcją, jak także radość i wolność schodząc po skończonych lekcjach. To część szkoły, która pamięta jeszcze tę prawdziwą szkołę życia. Ten kawał zimnego betonu powiedziałby więcej niż niejeden historyk, gdyby potrafił mówić.
Frontowe schody puckiego LO to namiastka starszych roczników w tej nowoczesnej placówce dydaktycznej. To fragment historii. Swoisty pomnik. To ta rzecz, która jako jedna z ostatnich łączy tak naprawdę nasze pokolenia, synu.”
Schody-symbol postępu, dochodzenia do czegoś etapami, w miarę pokonywania kolejnych stopni. Nasuwają nam refleksję: „Dokąd zmierzasz? Gdzie podążasz?”. Symbolika schodów zajmowała również znanych poetów. Zbigniew Herbert w swoim wierszu pt. „Ze szczytu schodów” pokazał, że „ci, którzy stoją na szczycie schodów” mają lepsze i wygodniejsze życie. Dochodzenie do czegoś etapowo, poprzez wysiłek i swoją pracę. Jak widać sama symbolika schodów jest bardzo interesująca.
Powyższy fragment wspomnień mojego ojca zapadł mi głęboko w pamięci. Jeśli schody są łącznikiem pokoleń i swoistą pamiątką po absolwentach, byłych nauczycielach i „tamtych” czasach, to z dumą wchodzi się do budynku naszej szkoły. Pokonuję kolejne stopnie z myślą, że kiedyś- x lat temu tak samo czynił mój ojciec.
Na początku roku szkolnego 2009/2010 schody zostały odnowione.
To już nie to samo… To już nie to co kiedyś.
I co teraz powiem ojcu?
Hoffix