Chciałbym być poetą! Naprawdę chciałbym być poetą, bo myślę, że czuję, że to byłoby dobre.

Podobno Bóg tworząc coś, tworzył to, ponieważ widział, że to było dobre. Ja mam jakąś moc twórczą, mogę coś uczynić, wykreować, więc w jakimś tam stopniu też jestem Bogiem, też jestem Stwórcą. Daje mi to możliwości, ale chyba też nakłada pewną odpowiedzialność. Cholernie ciężką odpowiedzialność. Zakładam więc, że zgodnie z tą odpowiedzialnością – mam obowiązek oceny, czy to, co zamierzam stworzyć będzie dobre. Jeśli nie, to zostawię szkielet stworzenia gdzieś tam z tyłu głowy i z czasem porzucę go całkowicie, bez pamięci i na zawsze. Brzmi to wszystko nadzwyczaj poetycko, więc może gdzieś tam we mnie istnieje umiejętność formułowania myśli poetyckiej. No tak, bo właśnie tego się obawiam, właśnie to mnie hamuje. Chciałbym być poetą, ale według mnie moja zdolność do formułowania myśli poetyckiej jest zbyt ułomna, zbyt słaba. W obecnych czasach nie można być poetą bez bardzo zaawansowanej zdolności formułowania myśli, tworzenia zdań zajmujących i czarujących odbiorcę. Niby taka zasada obowiązuje od wieków, ale teraz ludzie są głusi na poezję, jestem tego pewny. Tak naprawdę sam jestem głuchy na poezję, nie rozumiem sztuki i nie umiem cieszyć się pięknem. Jestem przecież taki sam jak każdy, pospolity do granic możliwości i określony różnymi cyframi, kodami oraz pieczęciami. To wszystko gdzieś określa moją egzystencję w dokładnie taki sam sposób, jak określa egzystencję każdego innego człowieka na tej planecie. Co więc ma czynić mnie wyjątkowym? Może właśnie zdolność do dostrzegania tego paradoksu wyróżnia mnie spośród tłumu, jednak jeśli nawet tak jest – uznać to mogę tylko ja, bo nikomu innemu nie jestem w stanie tego powiedzieć. Nie umiem tego przekazać.

Znowu ułomność.

Poetą chciałbym być z kilku powodów. Przede wszystkim dlatego, że w którejś sekundzie bieżącego dnia wpadł mi do głowy taki pomysł. Tak, jest to myśl bardzo młoda, wręcz nowo narodzona, jeszcze nieochrzczona. Zapewne jutro przyjdzie taka sekunda, która sprawi, że wypchnę z siebie ten pomysł i zapragnę czegoś innego. Jeśli nie stanie się to jutro, to może pojutrze, a jak nie pojutrze, to za tydzień, za miesiąc, kiedyś tam. W każdym bądź razie – taka sytuacja będzie mieć miejsce. Zbyt dobrze się znam, by łudzić się, że będzie inaczej.

Coś tę myśl o poezji jednak wyróżnia i czyni wyjątkową, ponieważ piszę o niej w tym momencie. O żadnej poprzedniej myśli w sumie nigdy wcześniej nie pisałem, choć pamięć mówi mi teraz, że jest inaczej. Pomijam to jednak.

Kolejnym powodem dla którego chciałbym zostać poetą jest to, że w moim wyobrażeniu poeta trafia do ludzi. Poeta musi trafiać, bo taki jest sens jego istnienia. Taki sens jego istnieniu przynajmniej nadaje mu moja głowa, moja logika, choć wysoce prawdopodobne jest, że się mylę. Ostatnio dochodzę do wniosku, że często się mylę. Poeta chyba jednak może się mylić. Byle, by trafiał do ludzi.

Bym jednak potrafił trafić do kogokolwiek, muszę posiąść umiejętność, o której pisałem wcześniej. Umiejętność formułowania myśli poetyckiej. Chciałbym nazwać to inaczej, użyć synonimu, ale nic nie wpada mi do głowy. Mógłbym z tym w sumie poczekać, ale niewykluczone, że gdyby takie słowo uraczyło już mój umysł, to nie miałbym ochoty tego dalej pisać. Tego, w sensie tego artykułu, czy cokolwiek to jest.

Chciałbym zadać sobie pytanie, co jeszcze sprawia, że pragnę zostać poetą, ale obawiam się, że nie umiałbym zadać tego pytania właściwie. Prowadząc konwersację pisemną, bardzo łatwo o nieporozumienie, ponieważ w takiej rozmowie nie uczestniczy mimika twarzy. Moja mimika twarzy jest kretyńska, szczerze jej nienawidzę, więc nie ubolewam nad tym, że w takich sytuacjach mogę uniknąć jej towarzystwa.
Zgubiłem wątek chyba. Tak, na pewno go zgubiłem, teraz jestem o tym przekonany. Chodziło mi głównie o to, że jeżeli piszę z kimś przez internet, to pytanie może zostać odebrane na różne sposoby, zależy od jego kompozycji. Na przykład: przed chwilką zadałem koleżance pytanie, ale ona je odebrała inaczej niż bym tego chciał. Gdybym na końcu tego pytania napisał XD bądź coś równie ambitnego, to zapewne osiągnąłbym swój cel i pytanie trafiłoby do adresata w taki sposób, w jaki pierwotnie tego oczekiwałem. Nie zrobiłem tego jednak, a teraz już nie będę się poprawiał, bo to byłoby dziwne i trochę niegrzeczne, tak myślę.

Istnieje więc potencjalne ryzyko, że sam sobie również nie potrafiłbym zadać pytania we właściwy sposób. Mogę przecież coś źle zrozumieć, prawda? Tak, na pewno mogę, nie jestem nieomylny.

Bardzo chciałbym być nieomylny.

To już nawet nie chodzi o poezję, ale ogólnie o komunikat. Chciałbym coś powiedzieć w danej chwili, ale nie mogę, bo nie posiadam zdolności właściwego formułowania myśli mojej. Takie problemy towarzyszą mi w wielu sytuacjach! Na przykład robiąc kanapki, których uwieńczeniem ma być keczup. Wielokrotnie zdarza się, że mam wizję wzoru, który uformuję z pomidorowej substancji, ale ostatecznie ponoszę klęskę. Nie udaje mi się stworzyć tego, co bym chciał.

Czy wynika to z tego, że nie posiadam zmysłu artystycznego? Według mnie nie, ponieważ właśnie ten zmysł stworzył wizję, którą się kierowałem podczas tej fascynującej czynności. Brakuje mi więc czegoś innego. Czegoś, co zablokowało moją zdolność do przeniesienia myśli mej w nasz wymiar, w świat zwany realnym. Lubię, kiedy te zdania tak się układają, bo są wtedy jakieś prawdziwsze. Nie wiem, czy ktoś poza mną jeszcze rozumie, o czym w ogóle piszę.

W każdym razie pamiętam, że ten temat o keczupie na kanapkach poruszyłem już kiedyś w rozmowie z koleżanką, ale szczerze powiedziawszy nie pamiętam już dokładnie tamtej rozmowy. Być może dlatego, że odbywała się ona w rzeczywistości i pilnowałem mimiki twarzy, żeby nie wyglądać jak skończony idiota. Wszystko inne gdzieś tam uleciało.

Rzygam tymi ułomnościami, naprawdę. Rzygam oczywiście w sensie metaforycznym, bo nie mam sposobności zrobienia tego dosłownie, choć byłoby to z pewnością ciekawe doświadczenie. Takie doświadczenie doceniłbym jednak zapewne dużo później, niż należałoby to zrobić. Zawsze tak mam.

Denerwują mnie też inne rzeczy. Denerwuje mnie na przykład to, że świat jest skonstruowany nie tak, jak ja bym go skonstruował. Nawet nie wyobrażacie sobie, jak cholernie mnie to denerwuje. Mam łzy w oczach na samą myśl o tym, że ja bym inaczej to wszystko urządził. Kurcze, nawet nie mogę sprawdzić tego, czy udałoby mi się to zrobić dobrze. Bardzo chętnie poprosiłbym w modlitwie Boga, żeby dał mi możliwość spróbowania. Niech da mi nowy świat, który mogę stworzyć i urządzić wedle własnego widzimisię. Założyłbym się, że wyszłoby mi lepiej niż temuż Bogu właśnie. Ale on się ze mną nie założy, bo nawet nie wysłucha mojej prośby i nie spełni mego życzenia. Może dlatego, że boi się, że ten zakład by przegrał?

W ogóle to nie rozumiem tego jego planu, tej całej wizji. Nie rozumiem dlaczego stworzył świat, w którym nie istnieje światło bez ciemności, radość bez smutku, czy śmiech bez rozpaczy. Gdybym ja to wszystko robił, to każdy byłby zwycięzcą. Porażka w ogóle by nie istniała, no bo po co? Czyni nas lepszymi? Nawet jeśli, to tego też nie rozumiem. Po co cokolwiek ma czynić nas lepszymi? Dlaczego nie możemy być z miejsca doskonali? Może dlatego, że Bóg boi się, iż bylibyśmy równi jemu właśnie? Ale dlaczego miałby się tego bać? Ja wcale się nie boję, że Bóg miałby być mi równy. Wręcz przeciwnie, zapraszam go do tego.

Świat, w którym każdy mógłby żyć własnymi marzeniami byłby według mnie dobry. Nikt nie musiałby obawiać się, że poniesie klęskę, że zostanie wyśmiany. Nie istniałoby wyszydzenie i nie istniałby wstyd. Odrzucenie nie miałoby miejsca, a płacz byłby wywoływany tylko absolutną radością. Przyznam szczerze, że nigdy nie zdarzyło mi się płakać ze szczęścia, a ponoć jest to możliwe. Stanowię natomiast żywy przykład tego, że można płakać ze smutku, oj tak. Teraz właśnie myślę, jak tragiczny stanowię przykład. Czego jestem wzorcem? Jaki sens ma moje istnienie? Nie rozumiem tego, jak to jest możliwe, że budzę się z wątpliwością, czy ta pobudka ma w ogóle sens. Tak po prostu nie powinno być, to idiotyczne. Jeśli jest sens – niech się budzę. Jeśli nie – to dajcie mi już spokój. Po co w ogóle ta wątpliwość? Cóż, może to jest właśnie znak. Może tej wątpliwości nie ma. Jeżeli Bóg każdego ranka otwiera mi oczy, to zapewne ma dla mnie plan, który przeznaczony jestem realizować. Chyba, że to nie Bóg otwiera mi oczy, tylko potrzeba uwierzenia, że on jest i że ma dla mnie plan. Podobno potrzeba matką wynalazków, więc może moje życie jest wynalazkiem. Taka teoria brzmi obrzydliwie formalnie i technicznie, a ja czegoś takiego szczerze nienawidzę, ale chyba lepiej nienawidzić czegoś co jest, niż czegoś, czego w ogóle nie ma. A ja nawet nie wiem, czy to coś jest. I tego też nienawidzę. Jestem bardzo nienawistny jak widać, a chciałbym być miłosierny.

Poetą mogę zostać na przekór, ale co jeśli nie zbiję na tym fortuny? Co, jeżeli mą twórczość przeczytam tylko ja sam, albo mój kolega, któremu wyślę wszystkie te rozważania moje i artyzm mój w formie pdf'u czy innego pliku (tutaj wszystko zależy od niego, bo mogę mu nawet wydrukować ten cały świat serca mojego)? Zostanę sam, biedny i niezrozumiany. Sam i niezrozumiany czuję się teraz również, ale biedny chyba nie jestem, bo moi rodzice pracują i walczą codziennie o mój dobrobyt. Zapewne gdyby i oni byli poetami, to nie miałbym takiego komfortu materialnego, jaki mam teraz. Istnieje jednak możliwość, że byliby geniuszami w swym fachu i bylibyśmy milionerami, a w dodatku wybitnie uduchowionymi. Taka szansa wydaje się iluzoryczna, ale może dla niej właśnie warto żyć i umierać? Bo jeśli nie dla niej, to po co i dlaczego?

Mam kilka innych przemyśleń, ale nie są związane one z tym, że chciałbym zostać poetą. Całkiem możliwe jednak, że taką zależność byłbym w stanie znaleźć, gdybym naprawdę chciał jej poszukać. W tej chwili jednak nie zamierzam niczego szukać, bo szukam czegoś już od bardzo, bardzo dawna. Właściwie wszystkiego ciągle szukam, za wszystkim ciągle biegam – jeśli nie fizycznie, to mentalnie chociaż. Ten bieg strasznie męczy, uwierzcie mi.

Mam nadzieję, że ten bieg nie męczy tylko mnie i że nie tylko ja chcę zostać poetą. Nie tylko mi towarzyszy ułomność artystyczna i niezdolność do formułowania czegoś, co uznałbym za dobre. Jeżeli jednak tak właśnie jest – jeżeli jestem w tym samotny – to w całym tragizmie takiego stanu rzeczy, odnalazłbym chyba promyczek szczęścia. Byłoby to bowiem coś, co uczyniłoby mnie wyjątkowym. Chciałbym być wyjątkowy.


Nie masz konta? Zarejestruj się

Zaloguj się na swoje konto