Lubię pisać o czymś prosto z mostu. Bez aluzji, bez ceregieli, bez owijania w bawełnę. Wtedy wiem, że poprzez te brutalnie szczere słowa trafiam w sedno. Zmuszam czytelnika do refleksji i rozmyślań. I to właśnie zamierzam osiągnąć w dzisiejszym artykule, pisząc o tym, jak wielkie „jaja” mają ludzie w Internecie.
Każdy człowiek ma kogoś, za kim nie przepada. Bo jest taki i taki, bo zrobił to i to, bo po prostu go nie lubi. Okej. To normalne. Zabawa zaczyna się wtedy, kiedy dochodzi do konfrontacji. Krzywe spojrzenia, obgadywanie, przypadkowe „szturchnięcie”. Wtedy najzwyczajniej w świecie nie wytrzymujesz, czyż nie? Podchodzisz do tego zwykłego śmiertelnika, który niczego się nie spodziewa i rozpoczynasz przemowę opartą głównie na wyrzutach. Największą satysfakcją po tego rodzaju zajściu jest mina rozmówcy-słuchacza. Szok i niedowierzenie. Brak słów, które przecież tak energicznie wygłaszał chwilę temu. Po tej jakże miłej rozmowie jesteś pewny, że w końcu nastąpi spokój, cisza, zero akcji. Uff.
Jakie czeka Cię zdziwienie, gdy wejdziesz na Facebooka. Po zalogowaniu się dostrzegasz powiadomienie o nowej wiadomości… i to od kogo? Od twojego anty-koleżki. I to wcale nie są to przeprosiny. To nawet nie są normalne wyrazy. Szereg przekleństw i obelg pod Twoim adresem, żółć wylewana wartkim strumieniem. Analiza twojego zachowania, swoją drogą często przypominająca krytyczne komentarze redaktorów serwisów plotkarskich. Wiele barwnych epitetów ukazujących nową prawdę na twój temat. Jaki to ty okropny jesteś, bo miałeś czelność mu cokolwiek powiedzieć, TY NĘDZNY GŁUPI CZŁOWIEKU!
Czy to nie jest śmieszne? Dlaczego ta osoba nie powiedziała Ci tego prosto w twarzy, tylko przez zwykłe, białe okienko czatowe posługując się nie słowami, a literkami z klawiatury? Przecież ma głos i nawet zdolność mówienia, dlaczego więc stała jak słup, gdy ty postanowiłeś coś powiedzieć? To jest tak komiczne, że aż nie sposób się nie zaśmiać.
I to jest właśnie ta potęga Internetu. Tu jest się niedostępnym. Nie patrzy się w twarz osobie, którą w tym czasie się krytykuje. Nie ma zahamowań, żeby powiedzieć najgorsze inwektywy. Nie dostanie się przecież liścia, bo internetowa ściana chroni z każdej strony. Nikt się wtedy nie jąka, nie ma wielkich oczu i nie może wydusić z siebie słowa. Nie zostanie znokautowany, przegrany, pokonany, bo przecież w każdej chwili może zablokować przeciwnika na fejsie i zakończyć rozmowę ostatnim zdaniem.
Tak wyglądają właśnie „internetowe jaja”. Małe w realnym życiu, ogromne w wirtualnej sieci.
PS. Przy okazji chciałabym serdecznie pozdrowić takich internetowych hejterów i grzecznie poprosić, żeby (jeżeli oczywiście mają powód) krytykowali patrząc w oczy, a nie w ekran monitora. J
Inne artykuły tego Autora
Śmiechu warte.