Cześć, to ja. Julia. Absolwentka Żeroma, a obecnie studentka! Stwierdziłam, że ostatnio zaniedbałam trochę (trochę bardzo …) moje pisarskie obowiązki, więc wypadałoby coś nabazgrać, żeby WSPAK mnie nie „pogrzebał”. Chciałabym wam po prostu opowiedzieć troszkę o studiach, o tym nowym (i jakże ciężkim) dorosłym życiu, o uczelni i tym podobnych kwestiach. Może być?
Studiuję sobie polonistykę, ot co! Coś w rodzaju miłości do polskiego miałam w sobie chyba od podstawówki – już wtedy lubiłam pisać wypracowania, czytać wiersze, interpretować utwory. Z każdym rokiem zakorzeniało się to we mnie coraz bardziej, szczególnie w liceum, gdzie wybrałam profil humanistyczny. A tam co? Dziesięć godzin ojczystego języka tygodniowo, proszę państwa. Dziesięć godzin, rozumiecie? Ale dałam radę! Miałam świetnego wychowawcę, który dzięki swojej unikatowości, lekkiej dziwaczności, energii i ogromnej pasji do tego przedmiotu, jeszcze bardziej utwierdził mnie w wyborze studiów. I wiecie co? Nie żałuje. Filologia polska jest naprawdę okej, o czym postaram się za moment was przekonać.
Dowiedziałam się na literaturze staropolskiej, że Mikołaja Reja bardzo bawiła kupa, a Kochanowski był cholernie kochliwy. Na fonetyce uczę się, co dzieje się w naszej jamie ustnej, gdy wymawiamy głoski. (brzmi dziwnie, ale czy zastanawialiście się kiedyś jak to się dzieję, że potraficie wymówić np. „p”? ) Poznałam już trochę łacinę, która aktualnie w moich oczach przybiera najczarniejsze barwy i coś mi się wydaję, że jedyne co będę umiała powiedzieć w tym języku, to MODLITWY O ZDANIE Z TEGO SESJI , ale mam nadzieję, że to również dam radę ogarnąć. Wybierając specjalizację nauczycielską zostały mi przydzielone dwa przedmioty – psychologia i pedagogika. Myślałam, że będą cholernie nudne i monotonne, a tu takie zaskoczenie. Obie dziedziny mówią o sprawach pozornie błahych i na ogół oczywistych, ale w taki sposób, że widać w nich drugie dno, jakąś inną prawdę o człowieku, otoczeniu, zachowaniu itd. Takie zagłębianie się w tajniki osobowości, relacje międzyludzkie i społeczeństwo, są naprawdę ciekawe. Co jeszcze? No np. literatura powszechna, na której nauczyłam się patrzeć na „Króla Edypa” z różnej perspektywy, albo widzieć podobieństwo między „Odyseją”, a „Biblią”. Jest również literatura najnowsza, gdzie analizując wiersze Różewicza można dojść do naprawdę kosmicznych wniosków (przeczytajcie utwór pt: „Widziałem Go” i spróbujcie zrozumieć, o co tam chodzi ) Mam również WOK, poetykę i tzw. historię myśli humanistycznej. To ostatnie, to tak naprawdę mniej przerażająca i ładniejsza wersja słowa FILOZOFIA … W życiu nie spodziewałam się, że na półtorej godzinnym wykładzie z tego, będę robiła wszystko, oprócz słuchania profesora. Jak na razie ten przedmiot zupełnie mnie nie zaciekawił, bo jakoś nie mogę się poczuć jak Sokrates czy Platon i zastanawiać się nad sensem istnienia. Zapomniałabym o stylistyce – tutaj moje polonistyczne ego zmalało do rozmiarów fistaszka, gdyż zostałam uświadomiona jak wiele błędów popełniam. Mimo tego, że poprawiam innych, tłumacząc, że „mówi się w cudzysłowie, a nie w cudzysłowiu, bo przecież ma się coś w dupie, a nie w dupiu!” to i tak nie posługuję się mową wzorcową, bo źle akcentuje, źle odmieniam itd… No cóż, mam nadzieję, że po tych studiach będę mogła z dumą powiedzieć, że w końcu mówię superhiperekstra prawidłowo i poprawnie.
Już za dużo czytania, co? Więc robimy sobie przerwę – na tym zakończę dzisiejszy artykuł. Postaram się napisać wam o tym więcej, bo to, co widzicie teraz, to tylko jeden z kawałów całej tej studenckiej rzeczywistości. Jest jeszcze mnóstwo tematów, które chciałabym tutaj opisać i mam nadzieję, że uda mi się to zrealizować i nie dopuścić do tego, żebyście po pierwszych zdaniach uciekli albo co gorsza, zachowywali się jak ja na wykładzie z filozofii.
PS. Naprawdę miło tu wrócić. ;)