Mnie także święta skłoniły do rozmyślań... Wielki Tydzień, a w szczególności Wielki Piątek ma nas przygotować na Zmartwychwstanie Pana Jezusa.
Dziś, wchodząc do kościoła dobre pół godziny przed rozpoczęciem mszy ogarnęło mnie nie lada zdumienie. Będąc przed czasem, byłam pewna, że w miejscach będę mogła wybierać jak w autobusie o 16:10 z Pucka do Władysławowa. A tu takie zaskoczenie, z trudem znalazłam "wolny kąt". W ZWYKŁA NIEDZIELĘ..tak nie bywa. Aaa! Zapomniałam, że nie wszyscy to wiedzą, bo żeby zauważyć zmianę, to jednak do tego kościoła trzeba chodzić. A propos tego chodzenia do kościoła... smutne jest to, że w święta wszyscy stają się prawdziwymi wierzącymi i uwaga!(na czas świąt) praktykującymi. Kościół pęka w szwach, kolejka do komunii lub konfesjonału na pół kilometra. Ach, z jednej strony pięknie, bo TA MAGIA ŚWIĄT widać działa na wielu. Szkoda tylko, że tacy ludzie uważają się za katolików i oczekują nie wiadomo czego od księży. Wychodzisz i słyszysz "ale zimno w tym kościele" chyba po coś daję na tacę. W głębi duszy myślę sobie (naprawdę? 10 zł raz na 3 miesiące i oczekują Bóg wie czego)
Wracając do tematu pozornego katolicyzmu. Mówi się "jak trwoga to do Boga". Jak już lekarze nie są w stanie pomóc,cudowne tabletki od wujka z Ameryki nie działają,a medycyna niekonwencjonalna nie przynosi efektów to (NAGLE!) wszyscy sobie przypominają, że istnieje ktoś taki jak Bóg. To prawda, istnieje, ale ludzie, nie żądajmy natychmiastowych efektów i cudów.
Cóż, nic nie zrobię, mogę sobie mówić, ktoś to przeczyta, a ludzie i tak będą robili co chcą.