Ewa siedziała na przystanku i słuchała muzyki. Przez jej głowę przewijało się wiele myśli. Myślała o tym, że zimno jej w nogi, myślała o szkole, o dziadku, który jest w szpitalu. Aaa… i o tej drużynie męskiej, która przed chwilą przechodziła. Swoją drogą, było tam paru przystojnych kolesi. Myślała o wszystkim, tylko omijała jeden temat: to co ma się niebawem wydarzyć.
Po czterdziestominutowym czekaniu i pięciu kanapkach faceta z wielkim pakunkiem, wreszcie jej oczom ukazał się bus... Zaczęła iść w jego stronę, a tymczasem zrobiła się już kolejka, nie było miejsca z tyłu, więc usiadła obok kierowcy. Dalej słuchała muzyki. Busik ruszył. W tym momencie uświadomiła sobie, że już tam jedzie, zaraz wszystko się okaże. Teraz jest czas na to, żeby coś udowodnić! Albo dać sobie spokój... W każdym razie wiedziała, że musi to zrobić! Wiedziała, że marzenie z dzieciństwa nie da jej spokoju. Musi spróbować i się przekonać. W miarę zbliżania się czuła niepokój, jedzie sama, a jak wysiądzie w niewłaściwym miejscu??? Nie, no... To niemożliwe pomylić przystanek przy dworcu w Gdyni z innym! A jednak... bała się! Zadzwonił telefon. To Wera. Życzy jej szczęścia i mówi, że trzyma za nią kciuki. Ewa dziękuje jej i kończy rozmowę. Przystanek. Wysiada, życząc kierowcy miłego dnia. Musiała się stawić w określonym miejscu za 8 minut, a dopiero co wyszła z busa. Zaczęła iść równym, w miarę szybkim tempem. Sms od Izy. Życzy powodzenia. Nawet jej nie odpisała, szła dalej. Już się nie denerwowała, raczej była szczęśliwa. Wiedziała, że może jej się nie udać, ale była dumna z tego, że spróbuje. Cieszyła się, że nie poddała się presji rodziców, a posłuchała własnej, wewnętrznej potrzeby, która od dawna do niej krzyczała. Zresztą nie posłuchałaby jej, gdyby nie Paulina, Iza i Wera. Gdyby nie one, nie odważyłaby się. Jest blisko, za minutę się zacznie, ostatnie 300 metrów. Jest. Ludzie stoją na zewnątrz. Każdy jest z kimś, część z rodzicami, a część w grupce znajomych. Tylko ona stoi sama i nie wie co ma ze sobą zrobić. Wpuścili wszystkich do środka. Tym razem ona zadzwoniła do Wery. Zdanie relacji. Chwila rozmowy, która daje jej siłę. Rozkłada się z rzeczami gdzieś pod ścianą, najdalej z wszystkich. Wypisuje właśnie kartę zgłoszeniową, gdy podchodzi do niej mała dziewczynka. Karina, chodzi do drugiej klasy podstawówki. Pyta się jej czy nie pójdzie z nią dalej w głąb korytarza. Poszła. Dziewczynka zaprezentowała jej to, co przygotowała. Pyta Ewę co ma, a ona odpowiada, że właściwie to nic. Karina zdziwiła się trochę. Mała ciągle gdzieś biegała i wracała. Ewa słuchała muzyki i raz powiedziała wiersz, który uważała za odpowiedni na tą okazję. Mówiła go w głębi korytarza, cichutko, tak aby nikt nie usłyszał. Rozmawiała jeszcze z dwiema dziewczynami, one też nie bardzo były przygotowane. Przestała się tym martwić. Potem poznała jeszcze dwie. Były inne niż wszyscy, nie pasowały do reszty. Chwilę przed rozmową z Ewą dowiedziały się dopiero, że trzeba powiedzieć jakiś tekst. Jedna z nich nie znała żadnego i pytała się co ma zrobić. Ewka poradziła, aby po prostu coś opowiedziała. Dziewczyna zaczęła się załamywać i mówić, że nie umie. Poprosiła Ewę, aby ta najpierw spróbowała coś zaimprowizować. Kiedy dziewczyna skończyła i łzy spływały jej po policzku, koleżanki były pod wrażeniem. Ewa powiedziała, że teraz ich kolej. Jedna z nich próbowała opowiedzieć jakąś smutną historię, ale nie mogła powstrzymać się od śmiechu. Nie dostanie się, Ewa była tego pewna. Gdyby chociaż trochę umiała, to jej płacz nie zrobiłby na niej żadnego wrażenia. Były coraz bliżej tej ważnej chwili. Stały na skarpetkach w kolejce przed salą baletową. Kilka dziewczyn, które były za Ewą, twierdziło, że dłużej stoją w kolejce. Wolała odpuścić, bo sama nie wiedziała jak naprawdę było. Z tego co mówiły chodzą tutaj już od paru lat, głupio by było gdyby Ewka się dostała i już miała jakieś osoby przeciw sobie. Był z nimi chłopak, który jednak ją puścił. To on wcześniej z jedną z nich grał jakieś scenki i śpiewał piosenki ze spektaklów z poprzednich lat. Weszła na salę. Siedziało tam dwóch facetów i kobieta. Wiedziała, że ona jest tancerką, a jeden z nich aktorem. To właśnie on kazał dziewczynie się przedstawić. Następnie zapytał się co będzie mówić. Poprosił aby zaczęła. Po pierwszym wersie powiedział „STOP”. Polecił aby zagrała to tak, jakby tłumaczyła to panu Arturowi (temu drugiemu mężczyźnie). Tak jakby w czasie rozmowy chciała postawić na swoim. Zaczęła się trochę wydzierać i w ogóle, kiedy aktor znów powiedział „STOP”. Teraz kazał jej opowiadać, jakby ją to śmieszyło. Zaczęła mówić, jednocześnie śmiejąc się, kiedy on rzucił kolejne „STOP”. Polecił aby teraz przedstawiła ten tekst, jako wyznanie miłosne. Ewa zgubiła się, nie wiedziała gdzie się zatrzymała. A on zaczął tłumaczyć: „powiedz to jakbyś mnie kochała, jakbyś pierwszy raz wyznawała mi miłość”. Rzuciła krótkie „ok, ok, chwila”. Myślała... „lepiej nie mogli dopasować. Ona, która nie wierzy w miłość, ma mówić jakby kogoś kochała! Nonsens!” Zaczęła mówić powoli, lekko chwiejnym głosem, trochę jakby się bała. Mówiła, nie przerywając głębokiego kontaktu wzrokowego, jaki się utworzył między nią, a aktorem. Jednak jego twarz pozostała bez wyrazu. Martwiło ją to. Nie zdążyła dokończyć wiersza, gdy powiedział: „Już starczy. Możesz już iść.” Po twarzy tego drugiego mężczyzny i tancerki widać było, że podobało im się. Jednak tej jednej osoby nie zdołała poruszyć. Wyszła. Była szczęśliwa? Sama tego nie wiedziała. Spotkała się ze swoimi przyjaciółkami, które czekały na kolejny etap przesłuchiwań – taniec. Cieszyła się, że w końcu nie jest sama. Przez te kilka godzin poza domem, z dala od rodziny, znajomych zaczęła jej doskwierać samotność. Mimo, że tyle ludzi było dookoła niej. Porozmawiała ze swoimi koleżankami tylko chwilkę i poszła na przystanek. Nie wiedziała czy ma teraz jakiś autobus, liczyła, że coś złapie. Znowu! Do autobusu 40 minut. Przypomniało jej się, że od kilku godzin nic nie jadła, więc poszła do „spożywczaka”. Wróciła na przystanek. Zjadła. Dalej słuchała muzyki. Przyjechał bus. Obok niej usiadła jakaś kobieta, od której fajki były wyczuwalne na tysiące kilometrów. No tak… przed wejściem do busika wypaliła dwie sztuki. Za Ewką usiadł mąż tej kobiety, też palacz. W dodatku ten mężczyzna trzymał na rękach psa. Ewa odpięła pasek, który miała zapięty dookoła tali, wszystko przez to, że było jej niedobrze. Modliła się, żeby ten koleś nie podał jeszcze tej kobiecie psa. Ewka ma uczulenie na psy i tak wystarczający był zapach fajek, w wyniku którego jeszcze nie tak dawno dostawała ataków astmy oskrzelowej. Ta baba mówiła do tego psa czulej niż do dziecka. Ewa jeszcze nigdy nie słyszała, żeby ktoś tak świergotał do zwierzęcia. No… może w filmie, ale nie w prawdziwym życiu! Czy to przypadkiem nie jest chore?! Nie mogła tego słuchać. Głośniej włączyła muzykę. Dziewczyna kiepsko znosiła podróż, starała się spokojnie oddychać i nie myśleć o tym, jak źle się czuje. Nie bardzo jej się to udawało. Zadzwonił telefon. To Misia, jedna z przyjaciółek, która próbowała dostać się na taniec. Powiedziała jej, że Ewy niestety nie ma na liście przyjętych. Ona specjalnie się nie przejęła, pomyślała sobie, że warto, że spróbowała i dała z siebie wszystko. Mimo to, że dziewczyna tak dobrze to przyjęła, Misia zaczęła ją pocieszać i mówić: „Jak nie te zajęcia to inne.” I krzyknęła: ”Głupolu! Dostałaś się, jasne, że się dostałaś! Jak nie ty to kto?!”. Ewka odpowiedziała jej (swoją drogą chyba trochę za głośno): „Naprawdę? Czy sobie teraz ze mnie bekę robisz?”. Misia potwierdziła, że to prawda i powiedziała, że one też się dostały. Ewa była szczęśliwa do granic możliwości, co nieczęsto się zdarza. Teraz o tym, że wszystkie cztery dostały się na to, na co chciały, wiedział cały busik. Dziewczyna wysłała smsa swojej siostrze, napisała Izce i zadzwoniła do Wery. Z tych emocji dopiero wieczorem zadzwoniła do Pauliny. Wcześniej nawet nic nie mówiła, że tego dnia jest przesłuchanie, gdyż Ewy przyjaciółka przeżywała to bardziej niż ona sama. Kiedy Paulina się dowiedziała zaczęła krzyczeć, a potem płakać ze szczęścia. Ewka była wdzięczna, że Paula stanowczo powiedziała jej, żeby poszła do teatru. Gdyby nie Paulina, Izka i Wera nigdy nie odważyłaby się na taki krok. Czy było warto? Tego Ewa dowie się na pierwszej próbie…