Ostatnimi czasy na łamach Wspaka modnym tematem stała się szereko pojęta tolerancja. Do niej samej nie mogę się przyczepić - posiadanie empatii czy poszanowania wobec innych poglądów czy szeroko rozumianej odmienności jest jak najbardziej słuszne. Przeglądając artykuły natrafiłem jednak na stwierdzenie, wedle którego szacunek należy się bezwględnie każdej osobie. A z tym, niestety, nie mogę się zgodzić.
Zacząć trzeba od tego, że to, co teraz napiszę, jest tylko i wyłącznie moją opinią. Uważam, że szacunek nie powiniem być w żadnym razie nadawany komuś przy urodzeniu, a raczej każdy powinien sobie na niego swoimi czynami zasłużyć. I nie mówię tutaj o tym, że na estymę zasługują tylko najcnotliwsi z cnotliwych, ludzie bez skaz i wad, bo takich osób praktycznie nie ma. Ale wiadomo przecież, że ludzie są różni i że niektórzy na ten szacunek po prostu nie zasługują. Czy powinniśmy darzyć estymą kogoś, kto chciałby dla nas złego? Albo kogoś, kto zachowuje się niegodnie i na przykład, nie wiem, pali flagę narodową, pokazując w ten sposób swój własny brak poszanowania wobec czyiś przekonań? Oczywiście używając słowa "niegodnie", ująłem ten temat bardzo szeroko. Chodzi mi po prostu o to, że nie należy mówić o osobach przekraczających w jakiś sposób normy społeczne, że są "godne uznania", a to według definicji ze strony PWNu zawiera w sobie właśnie ten, błędnie równany z tolerancją, szacunek.