Z czym kojarzy się amerykańskie kino lat 30-40? W tym okresie bardzo popularne stały się romanse i melodramaty jak na przykład "Casablanca", czy "Przeminęło z wiatrem", który był pierwszym kolorowym filmem w całości wykonanym metodą Technicolor. Lata 40 to również rozkwit tzw. czarnego kryminału, którego przedstawicielem stał się aktor Humphrey Bogart. Czas ten należał również do jednego z najwybitniejszych reżyserów amerykańskiego kina Franka Capry, którego produkcje, ze względu na uniwersalny przekaz, wciąż zdobywają nowych fanów i cieszą się zainteresowaniem wśród kolejnych pokoleń.
W 1938 roku rozpoczęła się współpraca między Frankiem Caprą, a Jamesem Stewartem, którzy w sumie spotkali się na planie trzykrotnie: "Cieszmy się życiem", "Pan Smith jedzie do Waszyngtonu" i "To wspaniałe życie". Zatrzymajmy się na chwilę przy ostatnim tytule. W drugiej połowie lat 40 powstał film, który najmocniej w dorobku reżysera zapisał się w światowej kinematografii i aktualnie jest to najchętniej oglądany film w Stanach Zjednoczonych w okresie Świąt Bożego Narodzenia. Produkcja przedstawia życie George'a Bailey'a, którego losy są pokazane już od najmłodszych lat dzieciństwa. Główny bohater marzył o wyjeździe na studia, dalekich podróżach i znalezieniu dobrej pracy. Życie mężczyzny ułożyło się jednak inaczej. Po śmierci ojca przejął rodzinny zakład pożyczkowy, który nie przynosił dużych dochodów. Podczas, gdy Bailey pomagał wielu ludziom realizować marzenia i odmieniał ich życie, mężczyzna sam ledwo wiązał koniec z końcem. Wkrótce ożenił się i założył rodzinę. George w pewien wigilijny wieczór postanawia popełnić samobójstwo, bo twierdzi, że jego życie to pasmo porażek. Ukazuje mu się Anioł Stróż pokazując mu jak świat wyglądałby bez niego.
"To wspaniałe życie" jest chyba najlepszym przykładem na przedstawienie konwencji i problematyki, które poruszał w swoim kinie Capra. Bohaterowie wykreowani przez reżysera to z reguły osoby prawe, od których emanowało ciepło i dobroć. Często przedstawiane w konfrontacji z podłymi, zimnymi ludźmi zniszczonymi przez pieniądze i dążącymi do władzy. W produkcjach reżysera granica między dobrem, a złem jest wyraźnie zarysowana. Nie ma tu miejsca na półśrodki. Capra jednak wyraźnie zaznacza, po której stronie warto stanąć. Wszelkie dobro i szlachetność zawsze się wybroni, jak nie sama to przy wsparciu rodziny i najbliższych osób.
Humor był nieodłącznym elementem jego produkcji. Nawet jeżeli poruszał tematy polityczne jak w przypadku "Pan Smith jedzie do Waszyngtonu" to wydźwięk filmu zawsze był lekki i żartobliwy. Historie w jego filmach wciąż zachwycają, a dialogi między bohaterami nadal potrafią rozbawić. Warto tu wspomnieć o czarnej komedii "Arszenik i stare koronki", do której komizm wprowadzają groteskowe postacie i sytuacje, z którymi przyszło im się zmierzyć. Mamy dwie ciotki, które bez skrupułów przyznają się do mordowania samotnych mężczyzn twierdząc, że w ten sposób skracają ich cierpienia. Jest również chory umysłowo wujek, który myśli, że jest prezydentem Rooseveltem oraz brat, który uciekł z więzienia i przeszedł operację plastyczna twarzy, aby nie zostać rozpoznanym, teraz zaś jest łudząco podobny do Frankensteina (warto wspomnieć, że akcja dzieje się podczas Halloween). Jest też Mortimer, który odwiedza swój rodzinny dom i dowiedziawszy się o nowym 'zajęciu' swoich ciotek stara się je powstrzymać.
Uwielbiam kino Franka Capry za prostotę i podkreślanie istoty ludzkiego życia. Zjednoczenie, pomoc, życzliwość i radość to wartości, które reżyser szczególnie podkreśla. Można powiedzieć, że to banalne, że przewidywalne... Jednak jego produkcje niosą ze sobą nadzieje, podnoszą na duchu i mają w sobie magię, co powoduje, że nie mam ochoty rozstawać się z tym wyidealizowanym, wykreowanym przez reżysera światem. Szkoda, że już nie robi się takich filmów.