Pokłosie lekcji o Gombrowiczu i jego twórczości.
Gra w Gombrowicza 1
Pan Brzęczyszczykiewicz zjadł 3 hamburgery, 2 flądry, wypił 5 jogurtów, co zaburzyło pracę jego żołądka. Korzystając z toalety przemalował ją na brązowo, farbą olejną, co spowodowało dyskomfort węchowy mojego taty. On odwdzięczając się, zatańczył salsę, naruszając prawa zwierząt, przez co zdenerwował kalafiora głębinowego. Zażenowany tym faktem pelikan dostał paraliżu pięt, co z kolei zachwiało gospodarką usługowo-przemysłową demokratycznej republiki Konga. W celu okazania dezaprobaty murzynek Bambo wyskoczył z pralki i zapakował do niej panią Brzęczyszczykową. Jednocześnie mogę uznać, że lubię placki.
Gra w Gombrowicza 2
Opowiem wam krótką historię pewnego człowieka. Historia ta ma dwie strony lewą i prawą, jak również prawą i lewą.
Szary obywatel państwa, którego obszar terytorialny określony był obszarem państw sąsiadujących cierpiał na prześladujące go potwory. Pracował w zakładzie, którego produkcja nie była mu do końca znana.Standardowo mieszkał w mieszkaniu, którego standard mieszkaniowy był jak na ówczesne czasy standardowy. Nie był biedny, lecz ubogi. I mimo że był jedynakiem, miał brata. Dotknęły go również inne klęski, np. żonę miał płci męskiej.
Potwory jego były do siebie podobne. Były one, a ich nie było. Postać ich bezpostaciowa zdawała się. Kształt ich jego kształt przybierał, gdy wypełniały go. Gdy sobie w niego weszły to i sobie z niego wyszły, i tak sobie przechodziły i tylko przeciąg z tego był, a pożytku z tego nie miał. A oto potwory jego: pustka, pustka pustki, środek pustki, pustka odwrotna, a pożądanie dalszej części tego co sensu wielkiego nie ma to koniec pustki i początek następnej.
A z pustego to i Salomon nie naleje.
Pozdrowienia dla Wiesława Dymnego.
Gra w Gombrowicza 3
Pewien Hyzio utknął głową w kierownicy samochodu, co spowodowało zderzenie z pobliskimi kartonami. Dyzio biegł w jego stronę z przerażeniem, mimo iż nie miał nóg, bo utknęły w napotkanej kanalizacji. Zaburzyło to równowagę psychiczną Hyzia, który pragnął zrobić masaż jego stóp. W odwecie Dyzio dostał bólu nóg, choć nie miał ani jednej.
Kolejnego pochmurnego dnia słońce paliło niemiłosiernie, jednak Hyzio i Dyzio poszli na spacer. Dyzio skakał trzymając w obu rękach dwumilowego węża, który był łasicą. Lecz skakał tak długo, skacząc cały czas skakał, w podskokach dokładnie skacząc. Gdy zorientował się, że nie ma nóg skakał i skakał, skacząc jeszcze wyżej. Gdy słońce zaszło za horyzont, do domu wrócili i się kłócili, kłócąc kłócili.