Od zarania dziejów Polacy i Rosjanie, a jak, dwa wielkie słowiańskie narody, które nie rywalizują ze sobą w zupełnie żadnej dziedzinie oprócz sportów. W pięknym, kulturalnym i pełnym obyczajów serialu Polsatu możemy dostrzec wiele rodzajów tychże form rozrywki. Oto jedna z nich.
Scena rozpoczyna się od energicznego biegu Paździocha od okna na korytarz po to, ażeby przekazać swoim sąsiadom, że przyjechali… Ponadto wysiedli z czarnej wołgi, co w czasach PRL-u było symbolem kłopotów... Wtem otwierają się drzwi, z których wychodzą trzy osoby pochodzenia rosyjskiego, niosące w rękach siatki wypełnione po brzegi butelkami z napojem bogów (w tle rosyjska muzyka ludowa). Na ten gest, reakcja Pana Arnolda mówi sama za siebie i komentować jej nie trzeba, ponieważ żeby wyrazić swoje zdziwienie i szok, używa mocy przepięknej polszczyzny, która jak wiemy sama w sobie jest zbyt piękna, by ją pojąć. Zwrotu, jaki padł w tamtym momencie, nie trzeba tłumaczyć, z racji, że jest on zrozumiały we wszystkich językach, natomiast jego treści i znaczenia, tylko i wyłącznie ze względów cenzuralnych nie przedstawię.
Kolejno prezentuje się jeden z gości przybyłych w celu, jak wiemy, kulturalnej konsumpcji alkoholu. Wita się z przedstawicielem lokalnej reprezentacji, używając równie kulturalnych zwrotów, jednak należy zauważyć, iż z małym wyjątkiem, bo po rosyjsku. Obaj przedstawiają się tytułami profesorów, choć wykładać mogą co najwyżej teorię “kulturalnego” popijania jedzenia alkoholem. Delegacje przechodzą do miejsca zawodów, zajmują miejsca naprzeciw siebie, po jednej stronie goście - Rosjanie, po drugiej gospodarze - Pan Marian Paździoch, Pan Ferdynand Kiepski i Pan Arnold Boczek (w tle szybsza rosyjska muzyka ludowa). Drużyna Rosjan zaczyna się szyderczo śmiać z przeciwników, ci natomiast utrzymują kamienne spojrzenia, nie dając po sobie poznać własnego przerażenia.
Nadszedł czas na rozpoczęcie gry. Stawka jest wysoka. Zwycięzca bierze wszystko, przegrany odchodzi z niczym. Rosjanie pewni siebie jako pierwsi sięgają po butelki, piją (0,7l) do dna. Wtem nadchodzi czas na reprezentację gospodarzy. Pan Boczek, ponownie wyraża swoje zdziwienie i głęboki szok widząc, ile czasu zajęło przeciwnikom wypicie. Po pierwszej kolejce Polaków odpada Pan Marian. Żeby nie było niesprawiedliwie, po kolejnej kolejce Rosjan odpada jeden z ich przedstawicieli. Gra toczy się o honor i śmierć, podczas gdy po zmianie Polaków odpada Pan Boczek, honoru naszego kraju broni Pan profesor Ferdynand Kiepski. W tym samym czasie zgonuje drugi reprezentant Federacji Rosyjskiej. Na polu walki zostają Kiepski i profesor z Rosji. Piją dwie następne kolejki, idą łeb w łeb, gdy nagle, niespodziewanie, pada Rusek.
Po wygranym meczu Pan Ferdynand wstaje ze swojego miejsca, podciąga spodnie nad koszulę i idzie… Po przejściu przez niego paru metrów budzi się Paździoch i pyta “Panie Ferdku, co jest?” na co bohater narodowy odpowiada “Nie, gitara jest, w porządku jest”. Pan Marian ledwo przytomny pyta gdzie idzie, na co Pan Kiepski odpowiada stanowczo “Gdzieś tu miałem jakieś piwo zakitrane jeszcze…” i zaczyna się śmiać.
Morał z tej historii jest prosty. Nie na darmo mówią, że dawka śmiertelna alkoholu we krwi wynosi 4,5 promila. Ale jest mały haczyk. Wszystkie oficjalne badania pokazują, że nie dotyczy to Polaków i Rosjan!