Wiersz naszej redakcyjnej koleżanki.

 

Koniec końców

Miałam kiedyś koniec własnych końców

wierzchołek wierzchołku

stan nieważkości.

Zawisłam wtedy, pamiętam ...

W dole była nicość a w górze nicość nicości

brak braku

powódź wątłości.

Stanęłam wtedy leciutko

nie stałam długo lecz krótko.

Usiadłam … w nicość spojrzałam

siedziałam i się nie bałam.

Nie było czego.

Wciąż ten sam las, ta sama kora, to samo drzewo.

Myślałam tam dużo,

choć stokroć za mało.

Raz mnie na smutki, to na radość brało.

Wspomnienia? Wracały.

Lecz co mi po nich?

Wymięte strzępy,

ochłapy,

rupiecie,

nic nieznaczące w dzisiejszym świecie.

Doba promocji, wymiany, sprzedaży

bez głupich uczuć,

bez prostych marzeń.

Gdzie te cyrkowe panienki?

Gdzie bale, zabawy, długie sukienki?

Kiedyś teatry ze złotymi filarami,

Dziś sceną życie, MY?

Aktorami.

I krzyki i wrzaski wciąż na tej ziemi.

Lecz koniec końców cichutko znikniemy.

                                         Kara

Nie masz konta? Zarejestruj się

Zaloguj się na swoje konto