Nudna lekcja. Niczego z niej i tak nie wyniosę, więc tylko siedzę z wyprostowanymi nogami (bo wygodniej) i ołówkiem „skrobię” coś tą moją lewą ręką po kartce. Nic specjalnego, ale jakoś czas trzeba zabić. Z sekundy na sekundę przeżywam coraz to większe zniecierpliwienie. Na moje szczęście tak już jest, że sekundy zamieniają się w minuty, a po upływie 45 jestem tylko w stanie podnieść plecak, wrzucić do niego piórnik, nieprzydatne na tej godzinie lekcyjnej książki i wyjść z sali. Już zadzwonił. Oznacza to, że szkoła zaczyna żyć już zupełnie inaczej podczas tych paru minut. Na korytarzach mamy do czynienia z innym światem, inną rzeczywistością. Inną, ale jakże ciekawą.

 

 

          W piwnicy odbywa się kolejne walne zebranie naukowców. Zapracowanie i ogólny nawał obowiązków uniemożliwiły im napisanie, uzupełnienie kolejnej pracy naukowej o zagadkowym tytule: Zadanie domowe. Posiłkują się wiedzą wyższego rangą uczonego, który wykonał polecenie i uzupełnił owe zadanie w zaciszu własnej pracowni naukowej. Widać ogólne poruszenie i popłoch w pisaniu. Ostanie rozterki, wątpliwości rozwiewa stwierdzenie jednego z nich: „On zawsze ma wszystko dobrze.”

          Idę dalej. Mijam automaty z kawą i innymi napojami. Tam niezbyt ciekawe rzeczy się dzieją. Grupka ludzi dyskutuje na temat znakomitości zakupionego napoju. Maszyna niczym Mickiewiczowskie kawiarki częstuje smakoszy rozmaitymi rodzajami tego napoju.

          Przechodzę obok okna. Mimochodem spoglądam w nie i zauważam pielgrzymów wracających z cukierni, bądź też innego sklepu spożywczego. Końca tej grupy nie widać. Zauważam za to siateczki z ciasteczkami, które jak różańce podczas pielgrzymki na Jasną Górę dzierży w dłoniach młodzież. Nie straszny im mróz panujący na zewnątrz. Idą twardo na krótkich rękawkach, śmiało.

          Mam jeszcze parę minut wolności, a więc spaceruje dalej. Moją uwagę przykuł widok filozofów siedzących i kontemplujących na ławach. Bacznie przysłuchuje się ich rozmowom. Tematy poruszane w tych rozważaniach są jak na filozofów przystało, bardzo ciekawe. Kultura rozmowy nie jest może zbyt wysoka, ponieważ czasem przerywali sobie nawzajem, przekrzykiwali się. Osobiście rozumiem taką postawę, ponieważ mają ograniczenia czasowe, a jest przecież jeszcze tyle egzystencjalnych problemów do poruszenia.

          Przed Olimpem odbywają się negocjacje. Twarde warunki postawione przez profesorów spotykają się z krytyką ze strony opozycji. Strajkujący okupują Centrum Dowodzenia i pragną odczytania im swoich praw. Pikietują za możliwościami popraw, zwolnień i urlopów. Nieugięta inteligencja udaje, że nie słyszy przedstawionych jej zarzutów. Krzyki, wrzaski, płacze, na szczęście nie dochodzi do rękoczynów.

          Podczas krótkiej pauzy między męczącymi lekcjami na korytarzach nie mogło zabraknąć poetów. Siedzą co prawda schowani po kątach, lecz ciągle zaangażowani w pisanie kolejnych poematów. Jak wiemy świat idzie do przodu. Technika się rozwija, a więc nasi pisarze nie mogą być z tyłu. Zamiast na kartkach, nowe wiersze powstają w telefonach komórkowych. Powstaje ich mnóstwo. W sumie zależy, czy wieszcz ten wykupił pakiet, czy też ma darmowe do wszystkich. Nie wiem, czy te utwory można nazwać powieściami, tudzież epopejami. Raczej nie, są to raczej krótkie fraszki, czasem wierszyki miłosne z wieloma neologizmami. Krótkie, bo mamy z góry ustaloną długość tego dzieła, tj. w najlepszym przypadku 160 znaków.

          Nie brakuje również pilnych studentów, którzy posłusznie siedzą i przeglądają notatki z ostatnich wykładów. O nich nie chcę dużo pisać, bo to zjawisko jest mało powszechne na korytarzach naszej uczelni.

         Melomanów natomiast mamy wielu. Oni wykorzystają każdą sekundę na przesłuchanie kolejnej składanki. Z przymrużonymi oczyma siedzą (czasem leżą) i w swojej duszy, po cichu interpretują kolejne zwrotki piosenek. Melomani odcięci są zupełnie od tętniącego życiem korytarza. Słuchawki w uszach czasem przeszkadzają w nawiązaniu jakiegokolwiek kontaktu.

          Kroczę powoli na górę. Z przerażeniem stwierdzam, iż przerwa się kończy i jakoś muszę się przetransportować do kolejnej sali pełnej nudy i tandety. Schody jednak przepełnione ludźmi. Czuję się jak w wielkiej galerii handlowej, tyle że bez windy i ruchomych schodów. Zamiast siatek z zakupami, klienci niosą plecaki. Każdy się spieszy, rozgardiasz straszny. Co chwila spotykam znajomego, ale nie mam czasu zamienić z nim choć zdania, ponieważ boję się, że zostanę wypchnięty z kolejki.

Zadzwonił.
                   Tym razem jednak nie jestem zadowolony z tego faktu. Wracamy do sal i na bezdechu siedzimy w ławkach. W mojej głowie cały czas rozważam co zobaczyłem na minionej przerwie. Po chwili dochodzę do wniosku, że w naszej szkole spotykamy wiele grup społecznych. Od naukowców, przez wielkich pisarzy, melomanów, zwykłych zakupoholików, po ludzi strajkujących i pielgrzymów. Podczas tych kilku chwil oddechu wiele się nauczyłem. Nie pozostało mi nic innego jak z niecierpliwością czekać na kolejny sygnał dźwiękowy kończący zajęcia, ale to dopiero za 45 minut...

                                                                         alt                      Hoffix


Nie masz konta? Zarejestruj się

Zaloguj się na swoje konto