Wyobraźmy sobie głupie zwierzę. Grupę głupich zwierząt. Podobno delfiny używają tzw. inteligencji zbiorowej - im jest ich więcej, tym więcej mogą osiągnąć. Teraz wyobraźmy sobie watahę głupich zwierząt, u których zmysł inteligencji zbiorowej odnosi zgoła inny rezultat. Im jest ich więcej, tym są głupsze, tym bardziej eksponują swoja głupotę i tym ciekawsze bzdury wcielają w życie.

FACECI – bo o nich mowa, są prostymi, acz niesłychanie interesującymi organizmami. Wyobraźmy sobie grupę kilku facetów, z których każdy ma wpływ na resztę. Teraz pozostawmy im trochę przestrzeni do tego, aby mogli bez żadnych ograniczeń wcielić w życie wszystko, co przyjdzie im do głowy. I możemy zacząć obserwację zupełnie zniekształconej inteligencji zbiorowej o odwróconych biegunach jej skutkowości. Jakkolwiek by to nie brzmiało, zwróćmy uwagę na to, że zamiast w grupie współpracować, tworzyć i napędzać maszynę ludzkiej kreatywności, faceci - owszem tę maszynę uruchamiają, lecz produkt wylatujący z tej maszyny jest zgoła inny, niżby chciała tego matka natura.

SYMULACJA – "Jest rzeczą równie rozsądną ukazać jakiś rodzaj uwięzienia przez inny, jak ukazać coś, co istnieje rzeczywiście, przez coś innego, co nie istnieje" (motto „Dżumy” - Daniel Defoe). Postaram się teraz stworzyć zupełnie fikcyjną symulację, w której uwidocznię fenomen męskiej integracji i symbiozy. Zwróćmy uwagę na procesy myślowe, jakie mogą wytworzyć się w każdej męskiej grupie. Niech będzie czterech facetów, pięciu – z tym, że jeden koniecznie młodszy – reszta będzie wprowadzała go w dorosłe życie. Trzy kobiety – w końcu trzeba komuś imponować. Jedna pojawi się dopiero w połowie symulacji. Wolna, niczym nieograniczona przestrzeń – duży dom, salon, dwa piętra, podwórko, kominek i trzaskający w nim ogień. Wolna podłoga, na której mogą tańczyć 3 pary – młody patrzy. Duży stół – paluszki, czipsy(muszą być pisane po polsku), popkorn(również polski), świeczki(z ikeii, pozują romantyczny nastrój), szklanki, jeden kieliszek(ostatni niestłuczony) i pół litra wybornej, Wyborowej. Na stole leży komputer, dostatecznie nagłośniony, muzyka, delikatna sączy się pomiędzy paluszkami. Pierwszy problem – w czym pić? Jeden kieliszek to za mało, szklanki – za dużo. Gospodarz, właściciel domu stoi przed trudnym wyborem. Musi podjąć decyzję, zachować twarz wobec tak rażącego zaniedbania i przede wszystkim rozkręcić jakoś dopiero co rozpoczętą imprezę. Gospodarz domu podejmuje pierwszą decyzję dzisiejszej nocy. Przynosi białe podstawki do jajek na miękko, żartując że z tego pić będzie się wybornie. Jeden z zebranych facetów podłapuje pomysł i ów żart zamienia w fakt. Piją pierwszy toast – za nic. Młody nie pije. Przewijamy akcję symulacji do przodu – kończymy butelkę następującymi toastami: za nowy dom, za spotkanie, za gospodarza, za kobiety. Rozpoczynamy drugi akt. Akt 0,7 delux. Młody na górze, na pierwszym piętrze – niech gra na komputerze. Jedna z dziewczyn rzuca hasło: „Gospodarzu, wołaj młodego”. „Sama wołaj” – odpowiada. Ku ogólnemu zdziwieniu młody pojawia się i mimo że jego pojawienie było dobrym żartem po pewnym czasie dostaje swoją podstawkę pod jajko – białą i pije. Męskie grono zyskało kolejny, pełen pomysłów mózg, który mógł wiele wnieść do ładnie zadowolonej, delux grupy. Zbliża się połowa symulacji, więc czas na pojawienie się ostatniej kobiety. Dobrze byłoby gdyby między trzecią kobietą a jednym z mężczyzn potajemnie iskrzyło. Kobieta przychodzi i jeden z zbiorowo inteligentnych facetów rzuca hasłem: „idziemy na śnieg, boso”. „Idziemy się rzucać śniegiem”. „Idziemy się rzucać w śnieg!”. Idziemy się rzucać w śnieg na golaja!!!” Kiedy pada ostatni, błyskotliwy pomysł, faceci jak na komendę zaczynają się rozbierać. Przybiera to formę mini wyścigu, kto pierwszy, kto szybciej, za kim wyskoczy rozochocona reszta. Otwierają drzwi i kolejno wyskakują. Kobiety ku ogólnej radości zostają w środku – podziwiają. Mężczyźni imponują. Kilka skoków, aniołków, gleb w białym puchu i faceci wracają ośnieżeni do domu. Śnieg szybko topnieje na ich chudych, czerwonych z zimna klatach. Wracają kończyć akt drugi. Teraz właśnie mamy okazję zaobserwować najbardziej fascynującą w swoim absurdzie sytuację. Faceci, w pełni świadomi, zdrowi, wydawałoby się mądrzy wpadają na pomysł – w zasadzie rzucają żartem: „idziemy na śnieg, boso”. Potem zaczyna się grupowa licytacja. Nie potępienie, głupiego pomysłu, bojkot, wyśmianie. Licytacja! Kiedy pada już finalna głupota. Mężczyźni patrzą po sobie i choć wiedzą, że jest to szczyt absurdu i idiotyzmu rozbierają się na wyścigi a każdy z nich ma w oczach na dnie słowa: „co tu się dzieje?” Nie przeszkadza to jednak w świetnej zabawie i przeoraniu białej tafli śniegu przed domem, młodymi męskimi ciałami. To był ostatni moment, kiedy zdrowy rozsądek miał jeszcze jakieś znaczenie. Ten zdrowy rozsądek umarł na dnie oka, w nigdy niewypowiedzianym pytaniu. Przyjechała kobieta trzecia i uratowała imprezę. Przywiozła ze sobą akt trzeci. Wszyscy płyną – łódką Bols. Rozmawiają, tańczą i tylko małym przerywnikiem jest już kolejne hasło: „To co, na śnieg!” Mężczyźni nawet się nie ubierają a po trzecim wypadzie zaczynają się rozbierać kobiety. Inteligencja społeczna przerzuciła się na każdego, wszyscy są opętani i wszyscy biegają w bieliźnie po dziesięciostopniowym mrozie. Mężczyźni nie zwracają uwagi na wyzywającą bieliznę kobiet, kobiety na nic w ogóle nie zwracają uwagi – mają słabsze głowy i mniej krwi w krwioobiegu. Nagle, pojawia się nowe hasło. „Skaczemy z balkonu w zaspę!” Nikt nie pyta, kobiety skaczą pierwsze, mężczyźni za nimi, ostatni trafia na rozkopaną już zaspę, ale na szczęście nie czuje bólu. Potem tylko ktoś zapyta w tańcu:” dlaczego na kafelkach jest krew?” „To moja” -  mówi tamten, patrząc na swoją stopę, krew leci z małego palca. Widocznie pękł.

Neret



Nie masz konta? Zarejestruj się

Zaloguj się na swoje konto