Uwaga

Lack of access rights - File 'http:/wspak.pl.pl/images/stories/708452_62978186.jpg'

×

Uwaga

Lack of access rights - File 'http:/wspak.pl.pl/images/stories/708452_62978186.jpg'

alt Pozornie dzień jak każdy inny - rano wschodzi słońce, przez cały dzień wisi nad naszymi głowami i wieczorem chowa się za horyzont. Ludzie kontynuują codzienną rutynę. Nie dzieje się nic nowego...
Po niedzieli spędzonej w ciepłym łóżeczku z ulubioną książką w dłoni  dzień ten jest...



O 6:00 rano z telefonu komórkowego wydobywają się pierwsze takty ulubionego rockowego utworu, sygnalizujące wszystkim, wszem i wobec, że pora wstać. Na samą myśl boli mnie głowa, a oczy, jak na złość, nie chcą się otworzyć. Po 20 minutach walki z samą sobą wstaję z łóżka i próbuję się ogarnąć. Wielki zegar na ścianie nieuchronnie odlicza minuty do odjazdu pociągu, za sprawą którego będę mogła znaleźć się w szkole na czas. Mój mózg wypełniony milionem informacji o sprawdzianach i kartkówkach daje sygnał żołądkowi, który skręcając się w kłębek nie pozwala zjeść śniadania. Tak więc po (nie)zjedzonym posiłku wybiegam z domu, by pojawić się na peronie o przyzwoitej porze. Jestem 5 minut przed czasem - w moim wypadku można to nazwać szaleństwem.

Po chwili jednak z megafonu wydobywa się głos zaspanej kobiety: "Pociąg osobowy do Gdyni  będzie opóźniony o około 15 minut..."(W tym momencie najweselszy człowiek na świecie miałby prawo stracić dobry humor). Minuty się dłużą, a ja marznę na peronie z zeszytem od polskiego w dłoni, skacząc przy tym z nogi na nogę jak pajac w tandetnym cyrku. Zapewne żałosny widok...

W końcu przyjeżdża zapełniony ludźmi pociąg, przypominający puszkę sardynek. Pozostaje mi więc stanąć przy drzwiach, czekając na stację, gdzie wyjdzie większość podróżującej młodzieży. 25-minutowe polowanie na miejsce siedzące kończy się sukcesem, chociaż trudno tutaj mówić o powodzeniu, kiedy się siedzi obok starego, prychającego dziadka.
I pomyśleć, że to dopiero początek dnia...

Po wejściu do szkoły i krótkim (ale jakże miłym) dialogu z panią szatniarką idę pod salę od polskiego. Prawie cała klasa siedzi z zeszytami pod ścianą, wkuwając ostatnią lekcję. Idąc w ich ślady, drżącymi dłońmi przewracam kartki podręcznika w poszukiwaniu istotnych informacji dotyczących poprzednich zajęć. Pierwsza lekcja mija niezwykle szybko i sympatycznie; jedynym minusem jest to, że zawsze ktoś wzbogaca się o dodatkową (nie zawsze pozytywną) ocenę z odpowiedzi. Kolejne lekcje to rzekomo zapowiedziane kartkówki, odkładane od 2 tygodni sprawdziany i milion innych rzeczy o których nie warto pisać...

Każdy poniedziałek zaczyna się tak samo. Zawsze jest senny i męczący. Często doprowadza mnie do szału...
Mimo wszystko, serię niefortunnych poniedziałkowych zdarzeń tłumaczę sobie według przysłowia: "Co cię nie zabije - to cię wzmocni".

Cytrynka


Nie masz konta? Zarejestruj się

Zaloguj się na swoje konto