Cześć, opowiem wam dzisiaj historię. Historię prawdziwą, historię smutną, historię śmieszną. Zresztą sami zdecydujcie, jaka to była historia.

Pewnego słonecznego poranka zaczął padać deszcz, więc wiedziałam, że to będzie dobry dzień. Wstałam jak zawsze w pełnym makijażu i ułożonych włosach. Tak jak codziennie, zrobiłam ulubioną zieloną herbatę i usiadłam, nadal w piżamie, do stołu. Włączyłam telewizor, bo jak można pić herbatę bez wspaniałych wiadomości z rana? Ktoś nie żyje, jakiś zamach, znowu gwałty, porwania… Dzień jak codzień. Nic ciekawego. Kończąc herbatę, zaczęłam robić kanapkę. Oczywiście z chleba razowego. Bez masła, bo masła nie jem. Z awokado i świeżym ogórkiem. Zdrowo, bo jestem fit. Skończyłam jeść i poszłam się przebrać, bo ile można siedzieć w piżamie. Ubrałam spodnie typu “boyfriend” (bo lubię wygodę), bluzkę ze sklepu Levi’s (bo jest fajna) i skarpetki Nike (jestem fit, więc lubię sport). Po tym, dosłownie nic się nie zmieniło w moim życiu. Usiadłam w fotelu, wyciągnęłam iPhone’a i zaczęłam po kolei przeglądać moje portale społecznościowe. 

Najpierw Instagram. Pierwszy tysiąc follow’ów na moim profilu wybił jakiś tydzień temu. Rozdaję serduszka praktycznie do każdego zdjęcia, bo czemu nie. Wychodzę z Instagrama i włączam Facebooka. Nowe zdjęcie profilowe jakiegoś chłopaka.Nawet go nie znam. Nie wiem, dlaczego mam go w znajomych, ale dam mu superke, bo to jedna z najbardziej pożądanych rzeczy aktualnie. Oznaczę kilku znajomych w memach. Niech się trochę pośmieją. Po prawie 1,5h bezczynnego scrollowania wyłączam fejsa.

Teraz czas na Snapchata. Ludzie wysyłają mi zdjęcia ulicy z godziną. Przynajmniej dowiaduję się co, gdzie i o której godzinie robili. Wysyłam wszystkim “dziennego snapa”, bo nie mogę stracić “ogni”. Jest już 14:32. Telewizor od rana włączony. Coś tam leci, ale nie za bardzo zwracam na to uwagi. Ktoś nie żyje, jakiś zamach, znowu gwałty, porwania… Stwierdzam, że pójdę do sklepu, bo muszę coś jeść. Nie będę się przecież dzisiaj głodzić. Przestało padać. Ubieram moje vansy i kurtkę moro. Biorę portfel i wychodzę z domu. Biedronka jest najbliżej. W sumie dosyć tanio, dużo do wyboru i czasami fajne promocje. Wchodzę do sklepu i od razu rzuca mi się w oczy ogromny plakat “Gang Świeżaków 2”. Super, powracają Świeżaki, naklejki, zakupy za 40 zł i kolejki na pół hali. Chociaż z drugiej strony całkiem to mądre. Ludzie kupują więcej warzyw i owoców. Może będziemy bardziej fit, przecież to teraz modne. Jedyna otwarta kasa jest przy koszu ze Świeżakami. Stanęłam w kolejce. Widzę wózki pełne jedzenia. Nie rozumiem, jak oni to wszystko jedzą. “Z tego będzie 12 naklejek” Mówi Grażyna przede mną. “Ja chcę Borówkę Basię”, “Ja mam chorą córkę, weź pan się przesuń!” ,”Mam już 30 naklejek, daj mi tu Świeżaka!”. Ludzie się pchają, krzyczą, wyrywają sobie pluszaki. Chyba zacznę chodzić do Lidla. Zmęczyła mnie Biedronka...


Nie masz konta? Zarejestruj się

Zaloguj się na swoje konto